Lokum ma dodatkowy walor, mieści się nad apteką. A oni, jak przystało na grono byłych szefów kombinatu, mają za sobą dyrektorskie choroby: zawały serca, udary mózgu, nawet podwójne. Zdrowie zostawili nie tylko w Pałacu Dożów, jak nazywano budynek dyrekcji, ale w stalowni, walcowniach, wydziale wielkich pieców. Zanim stali się kadrą kierowniczą huty, pracowali w produkcji. Dwadzieścia lat temu ich biografie rozpadły się. Za sobą mieli świat dnia wczorajszego, wypełniony, mogliby powiedzieć, po dawnemu: latami walki i pracy. Przed nimi roztaczała się perspektywa emerytury i starości. Obie wystarczająco gorzkie. Doprawione goryczą powszechnego kwestionowania sensu tego, co robili.
Ich spotkania nie mają wyłącznie towarzyskiego charakteru. Przeważnie któryś z uczestników opracowuje jakiś temat, po czym następuje dyskusja. Wydawałoby się, że powinna dominować okołohutnicza problematyka, jak opracowanie Jerzego Folfasińskiego „Huta im. Lenina – oknem na świat”. Tymczasem oni, dzięki np. konikowi Janusza Razowskiego, przerobili fenomen dyktatury Hitlera i Stalina, zajęli się autorytaryzmem Napoleona. Z kolei wspomnianemu już Folfasińskiemu zawdzięczają prelekcję o literaturze francuskiej i roli Żydów w kulturze polskiej. To plon jego dociekań w kole literackim Uniwersytetu III Wieku.
Skąd ta Mogiła?
Zgrupowani ciasno przy dwóch stołach, łowią słowa w surowym skupieniu.