W 1931 r. nazwą Birobidżan ochrzczono transsyberyjską stację Tichońkaja. Z czasem tak zaczęto nazywać cały Żydowski Obwód Autonomiczny.
Wyjście. Powiedzieli im, że to będzie robotniczy Syjon, żydowski raj, więc Izrael znów ruszył w drogę do ziemi obiecanej. Zebrali się w drogę komuniści i dopiero co wypędzeni z synagog chasydzi, lokalni partyjni działacze i niedawni handlarze. W jednym wagonie komsomolec i kantor (śpiewak), harmoszka i klarnet, czerwona chusta i skrywane pod koszulą cicit (frędzle tałesu). Kupcy i rzemieślnicy jechali orać ziemię i hodować niekoszerne świnie. Mieli tam zostać kołchoźnikami, łupać marmur i zapomnieć o Jahwe. Wielu z nich wiozło ze sobą tałesy, modlitewniki, menory i Torę. Pierwszy transport dotarł na stację Tichońkaja w kwietniu 1928 r.
Ziemia obiecana. Pionierów witały portrety Lenina i Stalina, tyfus i wąglik, wymoszczone sianem pałatki i parę drewnianych baraków. Nie zabrakło też agitatorów z OZET (Towarzystwo ds. Aktywizacji Rolniczej Pracujących Żydów), którzy organizowali transport i garstki ciekawskich Kozaków znad granicy, niezadowolonych, że kolonistów spróbują wsadzić im na głowę.