Zaskoczona nie jestem. Trudno sobie wyobrazić, że premier Kaczyński, minister Ziobro czy ich podwładni z ABW lub prokuratury pisali sobie polecenia, że mają naciskać i coś wreszcie na Blidę albo kogoś z innych partii znaleźć. Takie sprawy załatwia się inaczej. Wystarczy awansować na wysokie stanowiska młodych, oddanych sobie ideowców albo po prostu cynicznych pragmatyków i oni już intencje przełożonych odczytają w lot, nawet telefonować nie trzeba. Rzecz nie w pismach, poleceniach, ale w stworzonym systemie podległości i klimacie politycznej nagonki.
Swoisty pech łódzkiej prokuratury polega jednak na tym, że tego samego dnia sąd w Rudzie Śląskiej umorzył sprawę domniemanej mafii węglowej, w której Barbara Blida miała być najbardziej prominentną oskarżoną. Zrobił to przed odczytaniem aktu oskarżenia, uznając, że prokuratura w ogóle nie powinna była stawiać zarzutów, bowiem przestępstwa nie popełniono. Blida była więc niewinna, ale nie żyje. Prokuratorzy zrobili swoje, tak wtedy jak i dzisiaj. Nacisków nie było, prawo nie zostało naruszone. Każdy się starał, jak mógł. Czyli wszystko jest w porządku. Czy to pierwszy raz winnym pozostaje jedynie system?