Dr Tomasz Kasprowicz, wspólnik w firmie Gemini, zajmującej się wdrożeniami IT w przedsiębiorstwach, prokurent doradczej spółki Matbud
Prof. Leokadia Oręziak, proponując „Zlikwidować OFE”, przytacza argumenty często kuriozalne. Pisze, że otwarte fundusze emerytalne mają być odpowiedzialne za wzrost zadłużenia publicznego, zapominając, że składki emerytalne nie mają służyć finansowaniu strefy publicznej, tylko zabezpieczeniu przyszłych emerytur, zaś „samonapędzający się mechanizm tworzenia długu publicznego” jest wynikiem rozbuchanych wydatków, a nie istnienia OFE. Pani profesor wytyka także fakt, że środki w OFE są narażone na straty związane z załamaniami rynków finansowych, ale zapomina dodać, że narażone są także na zyski w czasach hossy. Należy zauważyć, że pomimo wszystkich zawirowań w okresie kilkudziesięcioletnim inwestowanie w instrumenty finansowe przynosiło znaczące zyski, zaś straty z okresu kryzysu zostawały zawsze odrabiane.
Oczywiście, przeszłe wyniki nie gwarantują osiągnięcia sukcesu w przyszłości, ale dają nam pewne wskazówki. Zgodzić należy się jednak z opinią, że opłaty pobierane przez te instytucje są znaczące i powinny ulec zmniejszeniu. Nie powinno się to jednak odbyć na drodze administracyjnej, ale dzięki konkurencji na tym rynku.
Czy słuszne jest zamknięcie ZUS, czy może jednak likwidacja OFE? Prawda jest taka, że z punktu widzenia naszych emerytur nie ma to większego znaczenia. Powodem jest fakt, że na emerytury odkładamy pieniądze, a nie chleb, elektryczność czy też lekarstwa, choćby dlatego, że nie da się ich przechowywać tak długo. Siłą rzeczy musimy liczyć wyłącznie na to, ile uda się wyprodukować w kraju w czasie, kiedy będziemy na emeryturze. Jeśli młodzi ludzie w wieku produkcyjnym nie będą w stanie wytworzyć wystarczająco dużo, by zaspokoić swoje i nasze potrzeby, zaczną się napięcia pomiędzy pokoleniami.
Polityka
8.2010
(2744) z dnia 20.02.2010;
Rynek;
s. 48