Archiwum Polityki

Czy Nato umrze za Gdańsk?

Uważa się, że nasz sojusz z USA i członkostwo w NATO dają nam pełne gwarancje bezpieczeństwa. Ostatnio pojawiają się opinie, że nie jest to takie oczywiste.
Każdy uczeń w USA zna przesłanie Jerzego Waszyngtona, w którym przestrzega on przed zawieraniem jakichkolwiek trwałych sojuszy i mieszaniem się w sprawy europejskie. Co prawda USA dwukrotnie znalazły się u boku Wielkiej Brytanii i innych aliantów w czasie obu wojen światowych, ale ich przystąpienie do działań zbrojnych było w pewnej mierze wymuszone.

Dopiero latem 1947 r. USA zawarły traktat Rio de Janeiro, ustanawiając sojusz wojskowy z państwami Ameryki Łacińskiej. W traktacie tym znalazła się, chyba po raz pierwszy sformułowana, zasada solidarności: „zbrojny atak (...) na jeden z Krajów Ameryki będzie traktowany jako atak na wszystkie Kraje Ameryki i w konsekwencji każdy kraj (...) będzie wspierał jego odparcie”. Złamana więc została zasada nieuczestniczenia USA w żadnym sojuszu w czasie pokoju. A czegoś takiego oczekiwali od USA jego partnerzy z Europy Zachodniej.

Wkrótce sami zawarli traktat brukselski, powołujący sojusz wojskowy znany jako Unia Zachodnioeuropejska i obejmujący początkowo Francję, Wielką Brytanię i kraje Beneluksu. Artykuł IV (po późniejszych uzupełnieniach – art. V) tego traktatu mówił: „Jeśli jedna z Wysokich Umawiających się Stron stanie się obiektem zbrojnego ataku w Europie, pozostałe Wysokie Umawiające się Strony zapewnią Stronie zaatakowanej wszelką wojskową i inną pomoc, jaka będzie w ich mocy”. Sformułowanie to sugerowało więc zobowiązanie sojuszników do wypowiedzenia wojny.

W traktacie NATO gwarancje bezpieczeństwa zapisano w mniej kategoryczny sposób. Stosowny artykuł brzmiał: „zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego (Strony) zgadzają się, że jeśli taka napaść nastąpi, to każda z nich (.

Polityka 10.2010 (2746) z dnia 06.03.2010; Świat; s. 92
Reklama