Tego dnia, kiedy Paweł Solorz usłyszał, że będzie ojcem, był najszczęśliwszym człowiekiem na Lipinach, najbiedniejszej dzielnicy śląskich Świętochłowic. A ponieważ jeszcze jako ministrant w kościele na Halembie złożył podpis w księdze trzeźwości, przysięgając przed Bogiem abstynencję, nie poszedł do baru, jakby poszli na Lipinach inni synowie bezrobotnych górników. Za to odmówił różaniec. Nieśmiały do przesady, osobę Agnieszki Jakubiec znalazł w wirtualu. 18 miesięcy temu na czaterii skrzyżowały się dwa nicki. Jego: Szukam kotki, i jej: Niebieskooka Agusia, lat 20. Mieli całe mnóstwo wspólnych tematów, gdyż on w przeszłości uczył się na kucharza, ona kończyła kucharską zawodówkę. Na kasecie jest nagrane wesele, skromne, bezalkoholowe.
Nie minął miesiąc od tamtego dnia, gdy usłyszał, że ojcem zostanie, a już mówił do brzucha żony. Jak Wojtuś kopnął w piątym miesiącu, to nawet muzykę spokojną puszczał mu z kaset i szukał pracy, żeby syna nie witać na bezrobociu. W sierpniu 2008 r. został magazynierem w hurtowni słodyczy Grześ. Po pierwszej wypłacie kupił w komisie za 200 zł niebieski wózek, gdyż to jest kolor chłopięcy, i nosidełko do kompletu, bo widział w markecie w Katowicach, że tak teraz ojcowie noszą dzieci. Za firanką postawił wanienkę, chodzik oraz łóżeczko. Za drugą wypłatę piękne drzwi wstawił w mieszkaniu – 700 zł plus montaż 250 zł. I pralkę automat, żeby Wojtuś miał czyste łaszki. I zamontował w łazience kinkiet na ścianie, dla nastrojowości, widział takie w gazecie „Poradnik Domowy”. Ojciec Pawła Solorza wziął 5 tys. zł kredytu i wymienili okna na plastiki,
żeby Wojtusiowi było ciepło.