Pierwszy goryl schwytany przez człowieka podobno nie mógł narzekać na gościnność. Na śniadanie frankfurterki. Do tego piwo. Gasi pragnienie i dobre na trawienie. Na obiad pieczeń rzymska albo jakiś inny smakołyk. Goryl przeżył trzy miesiące. Całkiem długo jak na roślinożercę. W warszawskim zoo opowiadają jakby to była anegdota. Tyle że jeszcze całkiem niedawno szympansy w polskich ogrodach zoologicznych dostawały setkę na rozgrzewkę zimą. A na śniadanie bawarkę i kanapkę z dżemem.
Jeśli chodzi o żywienie zwierząt w ogrodach zoologicznych najchętniej chwalą się tam liczbami. Jednostką opisową jest najczęściej tona. Warzyw 100 ton, owoców 35 ton, ryżu 4 tony. Wyliczać można długo, bo lista zakupów ma prawie 500 pozycji. W warszawskim zoo samego siana łąkowego kupują ponad 240 ton rocznie. Pozornie dużo. Jeden hipopotam zjada sto kilo siana dziennie. A raczej pobiera, bo połowę oddaje ledwo strawioną. Dlatego tak ciężko znaleźć kogoś do pracy przy hipopotamach albo słoniach. Człowiek musi się namęczyć dwa razy. Raz przy podaniu obiadu, drugi przy sprzątaniu po obiedzie.
Siano to taniocha. W hurcie jakieś 2 zł za tonę. Ale mrożona makrela już bije po kieszeni. A biały niedźwiedź za jednym zamachem zjada 40 kilo. Niedźwiedzie są dwa. Wychodzą 3 tony makreli rocznie na misia. W zoo takich cyferkowych informacji mają pełne tabelki i mogliby o tym mówić godzinami. Po kilku wizytach na zapleczu od razu widać, że dużo ciekawsze jest to, czym zoo się nie chwali, czyli kto zjada kogo.
Zgadnij, kto będzie na kolację
Zdzisław Balcerak w warszawskim zoo przepracował 41 lat. Do roboty przyjęli go w marcu 1979 r. Na emeryturę odszedł w 2020 r. Mówi, że przez ten czas najbardziej zmieniło się myślenie. – Latami skarmiało się drapieżne żywą zwierzyną i jakoś specjalnie to nikomu nie przeszkadzało.