Przejdź do treści
Janina Paradowska
29 grudnia 2017
Galerie

Najlepsze filmy komiksowe 2017 roku

29 grudnia 2017
<b>1 „Logan: Wolverine”, reż. James Mangold</b>. Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak wyglądają dobre komiksy superbohaterskie, to oczywiście powinien po komiksy sięgnąć, ale gdy akurat pod ręką będą same filmy – zdecydowanie „Logan”, a nie np. „Liga Sprawiedliwości”, powie mu więcej o potencjale medium. Bo „Logan: Wolverine” to jeden z najlepszych filmów roku, ogólnie, bez podziału na kategorie. Pożegnanie Hugh Jackmana z rolą mutanta Wolverine’a to gorzka opowieść o starości bohaterów, o pięknej przyjaźni z profesorem Xavierem (świetny Patrick Stewart), a wreszcie o nowym pokoleniu, które tu symbolizuje Laura (Dafne Keen). To opowieść brutalna, poruszająca, niekojarząca się z herosami z komiksów, bo nieoparta na efektownych starciach z łotrami, ale na walce z własnymi słabościami i trudną przeszłością. Jest tu humor, są łzy, jest wybitne aktorstwo, efektowność nieopierająca się na efektach komputerowych, jest wreszcie godne zwieńczenie historii Wolverine’a. Kino komiksowe niemalże u szczytu swych możliwości. 1 „Logan: Wolverine”, reż. James Mangold. Jeśli ktoś chce wiedzieć, jak wyglądają dobre komiksy superbohaterskie, to oczywiście powinien po komiksy sięgnąć, ale gdy akurat pod ręką będą same filmy – zdecydowanie „Logan”, a nie np. „Liga Sprawiedliwości”, powie mu więcej o potencjale medium. Bo „Logan: Wolverine” to jeden z najlepszych filmów roku, ogólnie, bez podziału na kategorie. Pożegnanie Hugh Jackmana z rolą mutanta Wolverine’a to gorzka opowieść o starości bohaterów, o pięknej przyjaźni z profesorem Xavierem (świetny Patrick Stewart), a wreszcie o nowym pokoleniu, które tu symbolizuje Laura (Dafne Keen). To opowieść brutalna, poruszająca, niekojarząca się z herosami z komiksów, bo nieoparta na efektownych starciach z łotrami, ale na walce z własnymi słabościami i trudną przeszłością. Jest tu humor, są łzy, jest wybitne aktorstwo, efektowność nieopierająca się na efektach komputerowych, jest wreszcie godne zwieńczenie historii Wolverine’a. Kino komiksowe niemalże u szczytu swych możliwości. mat. pr.
Tak jak kiedyś westerny czy kino biblijne, tak obecnie najważniejszym trendem w Hollywood są ekranizacje komiksów. W tym roku na ekrany kin weszło ich kilkanaście. Oto najlepsza dziesiątka. Wybrał Marcin Zwierzchowski.
10. „Kingsman: Złoty krąg”, reż. Matthew Vaughn. Film jest ekranizacją komiksu według scenariusza Marka Millara i kontynuacją „Kingsman: Tajne służby”. Najwyraźniej fakt, że coś łapie się do najlepszej dziesiątki w danej kategorii, nie czyni tego automatycznie dobrym. Bo „Złoty krąg” to obraz nieudany, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę, jak świetna była pierwsza część serii. Bo „Tajne służby” były jednym z największych pozytywnych zaskoczeń ostatnich lat – film szalony i szalenie zabawny, grający z konwencją kina „bondowskiego”, niezwykle efektowny i momentami szokujący. W „Złotym kręgu” w zasadzie też to wszystko znajdziemy, pomnożone jednak do kwadratu, do sześcianu, aż to przesytu. W efekcie wyszła jakby parodia filmu, który i tak już momentami parodiował „Bondy”.mat. pr. <b>10. „Kingsman: Złoty krąg”, reż. Matthew Vaughn</b>. Film jest ekranizacją komiksu według scenariusza Marka Millara i kontynuacją „Kingsman: Tajne służby”. Najwyraźniej fakt, że coś łapie się do najlepszej dziesiątki w danej kategorii, nie czyni tego automatycznie dobrym. Bo „Złoty krąg” to obraz nieudany, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę, jak świetna była pierwsza część serii. Bo „Tajne służby” były jednym z największych pozytywnych zaskoczeń ostatnich lat – film szalony i szalenie zabawny, grający z konwencją kina „bondowskiego”, niezwykle efektowny i momentami szokujący. W „Złotym kręgu” w zasadzie też to wszystko znajdziemy, pomnożone jednak do kwadratu, do sześcianu, aż to przesytu. W efekcie wyszła jakby parodia filmu, który i tak już momentami parodiował „Bondy”.
9. „Liga Sprawiedliwości”, reż. Zack Snyder. Najwięksi superbohaterowie DC Comics połączyli siły, by dać… standardową łupankę z armią wygenerowanych komputerowo stworków i jednym dużym stworem, który chciał zniszczyć Ziemię. Wszystko poprzedzone rzecz jasna scenami zbierania drużyny. Może i na ekranie nie ma takiego chaosu jak w „Batman v Superman”, w którym upchnięto z sześć filmów. Ale klarowna historia nie czyni jej ciekawą. Bo nie ma w tym filmie niczego, czego kino czy komiksy już by nam nie pokazały, w dużych ilościach, no, może poza komicznym przypadkiem cyfrowego usuwania zarostu na twarzy Henry’ego Cavilla, co jak najbardziej widać i co wygląda kuriozalnie. Poza tym po prostu kolejny kręcony na tle zielonego ekranu akcyjniak.mat. pr. <b>9. „Liga Sprawiedliwości”, reż. Zack Snyder</b>. Najwięksi superbohaterowie DC Comics połączyli siły, by dać… standardową łupankę z armią wygenerowanych komputerowo stworków i jednym dużym stworem, który chciał zniszczyć Ziemię. Wszystko poprzedzone rzecz jasna scenami zbierania drużyny. Może i na ekranie nie ma takiego chaosu jak w „Batman v Superman”, w którym upchnięto z sześć filmów. Ale klarowna historia nie czyni jej ciekawą. Bo nie ma w tym filmie niczego, czego kino czy komiksy już by nam nie pokazały, w dużych ilościach, no, może poza komicznym przypadkiem cyfrowego usuwania zarostu na twarzy Henry’ego Cavilla, co jak najbardziej widać i co wygląda kuriozalnie. Poza tym po prostu kolejny kręcony na tle zielonego ekranu akcyjniak.
8. „Atomic Blonde”, reż. David Leitch. Ekranizacja „The Coldest City” ze scenariuszem Antony’ego Johnstona i rysunkami Sama Harta. Akcja rozgrywa się w Berlinie w 1989 roku, a naszymi bohaterami są międzynarodowi szpiedzy, z graną przez Charlize Theron Lorraine, czyli tytułową Atomic Blonde, na czele. Wizytówką filmu są sceny akcji, bardzo efektowne, krwawe, kręcone realistycznie, bez wielu cięć i trzęsącej się kamery, po prostu pozwalające chłonąć wylewającą się z ekranu przemoc. Theron w zasadzie odgrywa tu rolę kobiecego Jamesa Bonda, przy czym jej walki są brutalne i szalenie, szalenie efektowne. Skojarzenia z „Johnem Wickiem” nasuwają się same, bo David Letich wcześniej zrobił twardziela z Keanu Reevesa, teraz zaś tak samo potraktował Theron. Efekt może nie jest aż tak dobry jak w jego poprzednim filmie, na pewno jednak zadowalający.Jonathan Prime/Monolith Films/materiały prasowe <b>8. „Atomic Blonde”, reż. David Leitch</b>. Ekranizacja „The Coldest City” ze scenariuszem Antony’ego Johnstona i rysunkami Sama Harta. Akcja rozgrywa się w Berlinie w 1989 roku, a naszymi bohaterami są międzynarodowi szpiedzy, z graną przez Charlize Theron Lorraine, czyli tytułową Atomic Blonde, na czele. Wizytówką filmu są sceny akcji, bardzo efektowne, krwawe, kręcone realistycznie, bez wielu cięć i trzęsącej się kamery, po prostu pozwalające chłonąć wylewającą się z ekranu przemoc. Theron w zasadzie odgrywa tu rolę kobiecego Jamesa Bonda, przy czym jej walki są brutalne i szalenie, szalenie efektowne. Skojarzenia z „Johnem Wickiem” nasuwają się same, bo David Letich wcześniej zrobił twardziela z Keanu Reevesa, teraz zaś tak samo potraktował Theron. Efekt może nie jest aż tak dobry jak w jego poprzednim filmie, na pewno jednak zadowalający.
7. „Strażnicy Galaktyki vol. 2”, reż. James Gunn. Kontynuacja zaskakująco wspaniałych „Strażników Galaktyki”, czyli filmu z uniwersum Marvela, który miał w sobie radość Kina Nowej Przygody, ze sporą domieszką humoru i solidną dawką odwagi (szop i drzewo jako jedni z głównych bohaterów). Kontynuacja dająca wszystko to, co „jedynka”, i chyba nic więcej. Mimo że trudno odmówić filmowi uroku i jest to obraz udany, oferujący solidną mieszankę akcji i humoru, trudno znaleźć w nim jakiś przejaw oryginalności. To klasyczny sequel, realizowany według hollywoodzkiego przepisu: to samo, tylko więcej i bardziej.Marvel Studios/Disney <b>7. „Strażnicy Galaktyki vol. 2”, reż. James Gunn</b>. Kontynuacja zaskakująco wspaniałych „Strażników Galaktyki”, czyli filmu z uniwersum Marvela, który miał w sobie radość Kina Nowej Przygody, ze sporą domieszką humoru i solidną dawką odwagi (szop i drzewo jako jedni z głównych bohaterów). Kontynuacja dająca wszystko to, co „jedynka”, i chyba nic więcej. Mimo że trudno odmówić filmowi uroku i jest to obraz udany, oferujący solidną mieszankę akcji i humoru, trudno znaleźć w nim jakiś przejaw oryginalności. To klasyczny sequel, realizowany według hollywoodzkiego przepisu: to samo, tylko więcej i bardziej.
6. „Valerian i Miasto Tysiąca Planet”, reż. Luc Besson. Besson chciał w tym filmie z jednej strony zrealizować marzenie o ekranizacji kultowego francuskiego komiksu, z drugiej zaś wrócić do tego, co udało mu się w „Piątym elemencie”, a więc do kolorowego świata SF, do kosmicznej przygody na wielką skalę, efektownej, jednym słowem: rozrywkowej. I w jakimś stopniu udało się to osiągnąć, choć nie do końca. „Valerian” to film rozdarty między decyzje złe i dobre. Na przykład złą decyzją było obsadzenie w tytułowej roli Dane’a DeHaana, aktora świetnego, ale bez charyzmy młodego Harrisona Forda czy Chrisa Pratta (a taka była tu wymagana), świetną z kolei wybranie Cary Delevingne, by ożywiła postać Laureline – ona miała charyzmę, której jej koledze zabrakło. Podobnie dobrą decyzją było powierzenie Bessonowi stanowiska reżysera (w sumie sam je sobie powierzył), bo wizualnie „Valerian” oszałamia. Gorzej jednak ze scenariuszem – ten świat i ci bohaterowie zasługiwali na lepszą fabułę.Kino Świat <b>6. „Valerian i Miasto Tysiąca Planet”, reż. Luc Besson</b>. Besson chciał w tym filmie z jednej strony zrealizować marzenie o ekranizacji kultowego francuskiego komiksu, z drugiej zaś wrócić do tego, co udało mu się w „Piątym elemencie”, a więc do kolorowego świata SF, do kosmicznej przygody na wielką skalę, efektownej, jednym słowem: rozrywkowej. I w jakimś stopniu udało się to osiągnąć, choć nie do końca. „Valerian” to film rozdarty między decyzje złe i dobre. Na przykład złą decyzją było obsadzenie w tytułowej roli Dane’a DeHaana, aktora świetnego, ale bez charyzmy młodego Harrisona Forda czy Chrisa Pratta (a taka była tu wymagana), świetną z kolei wybranie Cary Delevingne, by ożywiła postać Laureline – ona miała charyzmę, której jej koledze zabrakło. Podobnie dobrą decyzją było powierzenie Bessonowi stanowiska reżysera (w sumie sam je sobie powierzył), bo wizualnie „Valerian” oszałamia. Gorzej jednak ze scenariuszem – ten świat i ci bohaterowie zasługiwali na lepszą fabułę.
5. „Thor: Ragnarok”, reż. Taika Waititi. Kompromis między niezwykłością reżysera a sprawdzonym przepisem na blockbuster studia Marvel, z przewagą tego drugiego. Bo „Thor: Ragnarok” to film kolorowy, radosny, zabawny i momentami absurdalny, co po części z pewnością jest inspirowane sukcesem „Strażników Galaktyki”, w dużej mierze na pewno wniósł to do niego sam Waititi. Z drugiej strony – nie jest to kino tak oryginalne jak choćby „Co robimy w ukryciu” tego reżysera, a jeżeli rozbierać film na czynniki pierwsze, znajdziemy w nim wiele, wiele elementów wspólnych z tym, co w Kinowym Uniwersum Marvela już pokazywano. Ostatecznie dostajemy jednak udany film superbohaterski, może i z niespecjalnie wyróżniającą się fabułą, ale z bardzo dobrymi kreacjami, od Chrisa Hemswortha, przez Marka Ruffalo i Tessę Thompson, po Clate Blanchett w roli Heli, czyli głównej antagonistki naszych bohaterów. Szkoda tylko, że Marvel nie dał Waititiemu więcej swobody.Disney/materiały prasowe <b>5. „Thor: Ragnarok”, reż. Taika Waititi</b>. Kompromis między niezwykłością reżysera a sprawdzonym przepisem na blockbuster studia Marvel, z przewagą tego drugiego. Bo „Thor: Ragnarok” to film kolorowy, radosny, zabawny i momentami absurdalny, co po części z pewnością jest inspirowane sukcesem „Strażników Galaktyki”, w dużej mierze na pewno wniósł to do niego sam Waititi. Z drugiej strony – nie jest to kino tak oryginalne jak choćby „Co robimy w ukryciu” tego reżysera, a jeżeli rozbierać film na czynniki pierwsze, znajdziemy w nim wiele, wiele elementów wspólnych z tym, co w Kinowym Uniwersum Marvela już pokazywano. Ostatecznie dostajemy jednak udany film superbohaterski, może i z niespecjalnie wyróżniającą się fabułą, ale z bardzo dobrymi kreacjami, od Chrisa Hemswortha, przez Marka Ruffalo i Tessę Thompson, po Clate Blanchett w roli Heli, czyli głównej antagonistki naszych bohaterów. Szkoda tylko, że Marvel nie dał Waititiemu więcej swobody.
4. „Spider-Man: Homecoming”, reż. Jon Watts. Udany powrót Pajączka do domu, czyli pod skrzydła Marvela – prawa do filmów z tym bohaterem ma studio Sony, które po ostatnich porażkach zdecydowało się oddać herosa w ręce konkurencji (pod warunkiem podziału zysków). I to była dobra decyzja. „Homecoming” to wreszcie film superbohaterski, w którym łotr jest ciekawy (świetna rola Michaela Keatona), a więc konflikt jest ciekawy, a więc fabuła jest interesująca. Mieszają się tu opowieść o nastolatkach i ich miłościach/lękach/szkolnych perypetiach z historią narodzin superbohatera i jego dorastania do odpowiedzialności. Jak w dobrym kinie superbohaterskim: jest zabawnie, efektownie, są bohaterowie, których losy chce się śledzić. Jest też bardzo dobrze obsadzony w roli Spider-Mana Tom Holland.mat. pr. <b>4. „Spider-Man: Homecoming”, reż. Jon Watts</b>. Udany powrót Pajączka do domu, czyli pod skrzydła Marvela – prawa do filmów z tym bohaterem ma studio Sony, które po ostatnich porażkach zdecydowało się oddać herosa w ręce konkurencji (pod warunkiem podziału zysków). I to była dobra decyzja. „Homecoming” to wreszcie film superbohaterski, w którym łotr jest ciekawy (świetna rola Michaela Keatona), a więc konflikt jest ciekawy, a więc fabuła jest interesująca. Mieszają się tu opowieść o nastolatkach i ich miłościach/lękach/szkolnych perypetiach z historią narodzin superbohatera i jego dorastania do odpowiedzialności. Jak w dobrym kinie superbohaterskim: jest zabawnie, efektownie, są bohaterowie, których losy chce się śledzić. Jest też bardzo dobrze obsadzony w roli Spider-Mana Tom Holland.
3. „Wonder Woman”, reż. Patty Jenkins. Kluczem do sukcesu było obsadzenie w roli tytułowej Gal Gadot, która łączy w sobie siłę i piękno potrzebne do oddania postaci nieziemskiej Wonder Woman. Pomogło również wplecenie w dosyć standardową historię komiksową opowieści o kobietach i mężczyznach, o relacjach i równości, a wreszcie opowieści o wojnie. Jenkins nie ustrzegła się w tym obrazie wielu potknięć, w finale w zasadzie się przewracając, bo jest on absolutnie niesatysfakcjonujący, wszystko przedtem stanowi jednak miłą odmianę z jednej strony w bardzo „męskocentrycznym” świecie herosów, z drugiej w raczej nieudanych ekranizacjach komiksów DC.mat. pr. <b>3. „Wonder Woman”, reż. Patty Jenkins</b>. Kluczem do sukcesu było obsadzenie w roli tytułowej Gal Gadot, która łączy w sobie siłę i piękno potrzebne do oddania postaci nieziemskiej Wonder Woman. Pomogło również wplecenie w dosyć standardową historię komiksową opowieści o kobietach i mężczyznach, o relacjach i równości, a wreszcie opowieści o wojnie. Jenkins nie ustrzegła się w tym obrazie wielu potknięć, w finale w zasadzie się przewracając, bo jest on absolutnie niesatysfakcjonujący, wszystko przedtem stanowi jednak miłą odmianę z jednej strony w bardzo „męskocentrycznym” świecie herosów, z drugiej w raczej nieudanych ekranizacjach komiksów DC.
2. „LEGO BATMAN: FILM”, reż. Chris McKay. Najlepszy film z Batmanem w roli głównej od czasów „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana, wywodzący się wprost z obrazu „LEGO PRZYGODA”, gdzie Miller i Lord zapoznali nas z klockową wersją obrońcy Gotham. Batman w tym wydaniu to świetna komedia, wychodząca od bardzo dobrego zrozumienia tej postaci, poruszająca poważne tematy, jak choćby kwestie budowania rodziny, utrzymana jednak w absurdalnej konwencji. To szalona jazda bez trzymanki przez uniwersum Gacka, która bawi i wzrusza, a na pewno zaskakuje. O dziwo McKayowi udało się w tym filmie ożywić magię wspaniałej „LEGO PRZYGODY”.mat. pr. <b>2. „LEGO BATMAN: FILM”, reż. Chris McKay</b>. Najlepszy film z Batmanem w roli głównej od czasów „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana, wywodzący się wprost z obrazu „LEGO PRZYGODA”, gdzie Miller i Lord zapoznali nas z klockową wersją obrońcy Gotham. Batman w tym wydaniu to świetna komedia, wychodząca od bardzo dobrego zrozumienia tej postaci, poruszająca poważne tematy, jak choćby kwestie budowania rodziny, utrzymana jednak w absurdalnej konwencji. To szalona jazda bez trzymanki przez uniwersum Gacka, która bawi i wzrusza, a na pewno zaskakuje. O dziwo McKayowi udało się w tym filmie ożywić magię wspaniałej „LEGO PRZYGODY”.
  • komiks
  • superbohaterowie
Janina Paradowska

Reklama
POLITYKA
Prenumerata Inpost Subskrypcja
Facebook Twitter Instagram

Nasze wydawnictwa

wydanie polityka
wydanie polityka
wydanie specjalne
wydanie specjalne
wydanie pomocnik historyczny
wydanie pomocnik historyczny
wydanie pulsar świat nauki
wydanie pulsar świat nauki
wydanie pulsar wiedza i życie
wydanie pulsar wiedza i życie
  • Redakcja Polityki
  • Biuro reklamy
  • Napisz do redakcji
  • BOK dla subskrybentów
  • O Polityce
  • Regulamin serwisu
  • Zasady publikacji komentarzy
  • Polityka prywatności
  • Deklaracja dostępności
  • Informacje dla akcjonariuszy
  • Ustawienia cookie

Aplikacje Polityki

iOS i Android
iOS i Android
W aplikacjach publikujemy pełne wydania tygodnika POLITYKA oraz nasze pisma.

 

Aplikacja Fiszki fiszki
Fiszki Polityki
Aplikacja dla zabieganych z newsami ze świata nauki, technologii i kultury.
  • Pulsar
  • Polityka Insight
  • Leśniczówka Nibork
  • Projekt: Cogision, Ładne Halo
  • Wykonanie: Vavatech
  • Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.