Martyna Bunda: – To prawda, że największych teorii psychologicznych nie byłoby, gdyby nie osobiste kłopoty ich twórców?
Dr Anna Tylikowska: – Prawda. Zygmunt Freud zajął się analizowaniem wzbudzających w nim poczucie winy snów, jakich doświadczał po śmierci ojca. Od tego przeszedł do analizowania swojej relacji z matką, własnego kłopotu z jej nagością i seksualnością – tak zaczęła się historia psychoanalizy. Carl Gustav Jung musiał poradzić sobie z doświadczeniem krwawych wizji, jak rozumiał, związanych z I wojną światową. Inny wybitny wiedeński psychiatra i psycholog tamtych czasów Alfred Adler przeżył śmierć rodzeństwa, własną ciężką chorobę i niepełnosprawność. Z dzieciństwa najwyraźniej zapamiętał budzącą w nim przerażenie drogę do szkoły – wiodącą przez cmentarz. Pamiętał też, że przestał się bać tego miejsca dopiero po tym, jak uparł się i parę razy przebiegł główną aleją. Późniejsze odkrycie – że tak naprawdę po drodze nie było żadnego cmentarza, a to, co zapamiętał, musiało być swego rodzaju metaforą – popchnęło go do zajmowania się psychologią.
Jak widać, klasyczne teorie psychologiczne były odpowiedzią na historie życia autorów. Przynajmniej w pewnej mierze były metodą radzenia sobie z trudnościami, z osobistymi kryzysami.
W psychologii słowo kryzys oznacza co innego niż w języku potocznym?
W grece, z której wywodzi się słowo krisis, oznacza ono decyzję, punkt zwrotny. W psychologii kryzys to sytuacja, w której czujemy się już tak źle, że musimy podjąć jakieś działanie, żeby dalej żyć.