Seks w miejscu pracy wywołuje wyjątkowo silne emocje, chociaż wydawałoby się, że firmy wypracowały sobie solidne zasady postępowania w tej kwestii. Jednak wśród specjalistów od zarządzania kontrowersja na temat wad i zalet romansowania w miejscu pracy trwa od lat.
Zignorowany problem
Podstawowe podejście do spraw relacji międzyludzkich w miejscu pracy zrodziło się wraz z koncepcjami naukowego zarządzania. Teoretycy i praktycy, tacy jak Ford, Taylor, Gantt czy Fayol, tworzyli podstawowe koncepcje zarządzania w pierwszej ćwierci XX w. W ich rozumieniu miejsce pracy wymagało powagi i skupienia i w dużej mierze nabierało w ich opisach cech miejsca praktyki religijnej: „kościoła pracy”, do którego powinno się przychodzić stosownie ubranym i odpowiednio się zachowywać. Świat fabryk i urzędów miał być światem rozumu i racjonalności, oddzielonym od niekontrolowanych wybuchów namiętności (kojarzonym ówcześnie ze ślepą, niszczycielską i dziką rewolucją). Jednak w firmach pojawiła się cała fala młodych kobiet, które I wojna światowa i wynikająca z potrzeb wojennych emancypacja rzuciła na wiele stanowisk do tej pory zastrzeżonych dla mężczyzn. Seks i flirt w administracji fabrycznej czy w halach produkcyjnych wypełnionych kobietami stały się czymś powszechnym – acz początkowo ignorowanym.
Lata 50. zaostrzyły problem – po kolejnej wojnie kolejna fala kobiet weszła do zawodów i środowisk zastrzeżonych do tej pory tylko dla mężczyzn. Typowym biurowym romansem był w tych latach związek szefa z sekretarką lub pracownicą innego działu, znacznie rzadziej podwładnego ze znudzoną żoną zapracowanego szefa, bardzo rzadko w grę wchodziły relacje partnerów i współpracowników.