Juliusz Ćwieluch: – Czuję, że porozmawiamy sobie jak prymus z prymusem.
Jacek Santorski: – Jakoś szczególnie nie przepadam za słowem prymus, a nawet staram się go unikać. Wolę mówić o ludziach nadmiarowo nastawionych na status albo ewentualnie o kujonach w szkole.
Przecież jest pan współautorem zbiorowej książki „Prymusom dziękujemy”.
Użyliśmy tego słowa jako metafory. Zapowiadaliśmy kilka lat temu kłopoty ludzi, którzy koncentrują się zbyt skrajnie na zewnętrznych osiągnięciach. Sprawianiu dobrego wrażenia i budowaniu tylko na tym sukcesu. Co może znamionować człowieka, ale też firmę, gospodarkę, świat. Efekty tej jednostronności dziś obserwujemy w masowej skali jako przyczynę kryzysu.
Ale prymus to nie tylko metafora. Wszędzie dookoła pełno jest prymusów. Szefowie, podwładni, koledzy – jakby wszyscy chcieli być ciągle najlepsi ze wszystkich i przez całe życie jechać na samych szóstkach.
Nie ma jednego archetypicznego prymusa. Zaproponuję panu typologię z trzema wcieleniami prymusa. To zależy od osobowości, stylu życia, wartości. Obsesyjny perfekcjonista – do bólu dokładny, poukładany. EGOprymus – zafiksowany na osiągnięciach swojego Ja. Rzetelny – tak solidny, że aż innych to czasem drażni.
Przegięci
Co to znaczy być prymusem? To jakieś przegięcie wspólne wszystkim typom?
W uproszczeniu – tak. To może być przegięcie na przykład w obszarze sumienności. Wtedy będziemy mieli do czynienia z pierwszym typem: kujona, który nie umie nie odrobić lekcji.