Nad morze czy w góry? Do hotelu czy na kwaterę? Pływać czy biegać? Wakacje, które mają być wytchnieniem, nagrodą oraz czasem ładowania fizycznych i psychicznych akumulatorów, równie często stają się zarzewiem rodzinno-przyjacielskich konfliktów. Konflikty zaś, gdy raz się pojawią, same z siebie potrafią rozszerzać się, obejmując nowe kwestie, niebędące dotychczas przedmiotem potyczek, i przybierać na sile. W wyniku banalnego sporu o to, czy wracać już z wycieczki, czy jeszcze zostać, możemy nagle znaleźć się w oku cyklonu, w którym dawno już przestała liczyć się wycieczka, a nagle okazało się, że chodzi o sprawy najważniejsze – godność, sprawiedliwość i ludzką uczciwość. Co powoduje, że konflikty tak łatwo wymykają się spod kontroli i tak trudno je rozwiązać?
W gruncie rzeczy recepta na pozytywne zakończenie i rzeczywiste rozwiązanie wielu z nich jest prosta: strony (od rozwodzących się małżeństw po grupy etniczne czy polityczne) powinny wspólnie usiąść, przedstawić sobie nawzajem sytuację z ich perspektyw, wczuć się wzajemnie w położenie drugiej strony, a następnie sformułować rozwiązanie, które zadośćuczyni potrzebom i interesom jednocześnie obu stron. Jeżeli udałoby nam się to osiągnąć, to w istocie konflikt byłby zakończony, a w każdym razie w znacznej mierze udałoby się ograniczyć jego negatywne skutki. Prostota tego podejścia, niestety, jest jednak zwodnicza. Na przeszkodzie stoją tu liczne bariery psychologiczne i społeczne, związane z przywiązaniem do własnej perspektywy i samonapędzającą naturą konfliktu.
Mój jest ten punkt widzenia
Nawiązanie porozumienia z osobą, która jest z nami w konflikcie, utrudniają nasze przekonania dotyczące własnych możliwości poznawania i rozumienia rzeczywistości.