Trudno zaakceptować myśl, że można nie darzyć głębokim uczuciem niewinnego małego człowieka związanego z kobietą niezwykłą biologiczną więzią. A jednak niektóre matki nie kochają swoich dzieci. Pomińmy tu straszne czyny objęte paragrafami kodeksu, wszystkie te przestępstwa, które wydają się nie do pojęcia. Pobicie dziecka, gwałt, usiłowanie zabójstwa, wreszcie zadanie śmierci zasługują na potępienie i izolację od społeczeństwa, a od dzieci – w szczególności. Jednak są też takie matki, które nie krzywdzą fizycznie swych dzieci, ale po prostu nic do nich nie czują. I nie wiedzą dlaczego.
Tak się zdarza i nie ma to nic wspólnego z wolą tych kobiet. Przecież się starają i robią naprawdę wiele, żeby dziecko było szczęśliwe; kupują zabawki, książeczki, ciuszki, karmią, kiedy dziecko jest głodne, ale nie cieszą się z pierwszego ząbka, nie wzrusza ich pierwsze słowo „mama”. Mają poczucie, że inni są lepszymi opiekunami niż one.
Pomimo wielu starań, wyrzutów sumienia, płaczu, złości na siebie nie są w stanie poczuć prawdziwej, głębokiej miłości do swego dziecka. Co gorsza, odczuwają żal, smutek, obserwując, kiedy inne matki ściskają, całują, są czułe, cierpliwe i szczęśliwe w towarzystwie swego dziecka. Często czują się gorsze, inne, wybrakowane, myślą o sobie, że są złymi matkami. Samotne i niezrozumiane przez otoczenie, zgłaszają się na psychoterapię i mówią, że jest w nich wewnętrzna pustka. Przepełnia je obawa przed krytyką otoczenia i lęk związany z myślą, że kiedyś dziecko się dowie, iż nie było należycie kochane. Często towarzyszą temu natrętne myśli: muszę coś zrobić. W skrajnych przypadkach boją się własnych myśli, czy aby nie podpowiedzą, by skrzywdzić własne dziecko.