Ma pani raka. Agata Polińska do dziś pamięta te słowa. – Szok był ogromny. Miałam przecież 27 lat, kto w tym wieku spodziewa się takiej diagnozy? Gdy minął wstrząs, usiedliśmy z bratem do internetu, który wydawał się jedynym miejscem, gdzie mogłam znaleźć inspirację, co ze sobą zrobić.
Pacjent, który szuka wiedzy
Był 2007 r. Przyspieszony kurs onkologii w sieci pozornie nie wydawał się trudny, gdyż po wpisaniu do wyszukiwarki słów „rak piersi” i „cancer” – w niecałą sekundę na ekranie wyskoczyło kilkaset tysięcy odwołań. – Kłopot polegał na tym, by w tym zalewie najróżniejszych informacji znaleźć wiarygodne i potrzebne. Nie tylko chcieliśmy zrozumieć, jak rośnie nowotwór. Wgryzaliśmy się w schematy leczenia, wskaźniki, publikacje naukowe.
Choć bez wykształcenia medycznego, ze słownikiem w ręku tłumaczyli najświeższe doniesienia z literatury fachowej. Zrozumiała wtedy, że można nauczyć się chińskiego w dwa tygodnie, jeśli od tego zależałoby jej życie. Czy ostatecznie internet pomógł? – Nie mam wątpliwości, że tak. Wielu lekarzy stroi się w szaty szamanów, jakby posiadali wiedzę tajemną, niedostępną dla chorych. Internet tę przepaść likwiduje, a badania dowodzą, że dobrze poinformowani nie tylko lepiej znoszą kurację, lecz z większym opanowaniem reagują też na to, co ich czeka.