Prezydent Aleksander Kwaśniewski składał wizytę George’owi Bushowi w Białym Domu zimą 2002 r. i amerykański ambasador w Warszawie wolał uprzedzić ówczesnego sekretarza stanu gen. Colina Powella, że polski przywódca ma zamiar powiedzieć kilka cierpkich uwag na temat planowanej amerykańskiej inwazji w Iraku. Powell, który sam miał do spodziewanej wojny stosunek krytyczny, poczynił w odpowiedzi nieco cyniczną uwagę, że wielu przybywa do Gabinetu Owalnego ze szczerym zamiarem okazania śmiałości, ale gdy znajdą się naprzeciwko amerykańskiego prezydenta, spuszczają z tonu.
Dysproporcja sił musi niewątpliwie zbijać z tropu, zwłaszcza kiedy mowa o sprawach bezpieczeństwa. Toteż wszelkie spostrzeżenia na temat psychologii w dyplomacji trzeba od razu opatrzyć zastrzeżeniem: reprezentanci dyplomatyczni choćby nie wiem jak osobiście przebiegli, nie przeskoczą przepaści między potencjałami państw, w imieniu których działają.
Ambasador Christopher Hill wydał właśnie książkę „Outpost. Life on the Frontlines of American Diplomacy. A Memoir” (Wysunięty posterunek. Życie na liniach frontu amerykańskiej dyplomacji. Wspomnienia). W tym pamiętniku jednego z najbardziej doświadczonych współczesnych dyplomatów terminy „psychologia” czy „psychologiczny” nie padają ani razu. Jednak autor opisuje sytuacje, w których znajomość nie tyle polityki, ile właśnie psychiki człowieka, mechanizmów ludzkich reakcji ma podstawowe znaczenie dla powodzenia misji, całkiem niezależnie od stosunku sił między rozmówcami.
Poznałem go osobiście jako ambasadora USA w Warszawie, ale to była dla Hilla placówka wręcz wypoczynkowa.