12-letni Robert rozwiązywał zadania matematyczne sprawniej niż niejeden student. Na warszawskiej Pradze, gdzie mieszkał, szybko rozeszła się wieść, że to geniusz, który zamiast do gimnazjum powinien startować od razu na uniwersytet. Kondycja finansowa rodziny Roberta była mizerna, ale znalazł się człowiek, który zaoferował sfinansowanie edukacji chłopca – stypendium i indywidualny tok nauczania. Warunek był tylko jeden: nastolatek musi sumiennie się uczyć. Rodzina na rozważenie propozycji potrzebowała kilku tygodni. W końcu, ku zaskoczeniu wszystkich, Robert odmówił. Po pierwsze, naturalne było dla niego to, że pójdzie w ślady ojca i zostanie hydraulikiem. Żadne argumenty – w tym dobre zarobki i możliwość wyjścia z biedy – nie były dla niego przekonujące, bo rozwijanie matematycznego talentu kojarzyło mu się jednoznacznie z nielojalnością wobec własnego ojca. Po drugie, uznał, że wysiłek, który miał podjąć, jest dla niego zbyt duży. Dlaczego? Dla jego rodziców każda sprawa do załatwienia jest z góry przegrana. Należeli do osób, które nie podejmują wyzwań, nie mają aspiracji, marzeń, planów. Zazwyczaj jest to mechanizm wyuczony – oparty na serii poniesionych w życiu porażek.
Zbyt wysoka bariera
Kluczowe badania nad tego typu postawą przeprowadzili amerykańscy psychologowie Martin Seligman i Steven F. Maier. Pod koniec lat 60. XX w. poddali oni psy serii okrutnych z dzisiejszego punktu widzenia, ale wymownych, eksperymentów. Rażono je prądem. Najpierw podzielili zwierzęta na dwie grupy i nauczyli pierwszą z nich unikania bólu poprzez naciskanie przycisku blokującego dopływ prądu. Później obie grupy umieszczano w tzw. skrzynce wahadłowej, w której za barierą łatwą do pokonania dla zwierząt znajdowała się przestrzeń bezpieczna. Okazało się, że psy, które znały przycisk i umiały unikać bólu, w momencie wstrząsu pokonywały barierę i przeskakiwały do drugiej części skrzynki.