Dominika Buczak: – Czy to prawda, że „córeczka tatusia” – dziewczynka mocno związana emocjonalnie z ojcem – szuka w dorosłym życiu partnera na jego obraz i podobieństwo?
Dr Bartosz Zalewski: – Klasycznie, niemalże freudowsko, mówiono, że dorosły partner powinien być na tyle podobny do ojca, żeby móc z nim budować bliską więź, i na tyle inny, żeby nie wywoływał skojarzeń kazirodczych.
Dziś uważa się inaczej?
Większość teorii nadal potwierdza, że człowiek wybiera partnera czy partnerkę, z którym może przeżywać życie w sposób, do jakiego przyzwyczaili go rodzice.
W jakim okresie się tego uczymy?
Do czwartego roku życia. Badań na ten temat było już bardzo wiele, a ostatnio dokładnie przeanalizowano teorię przywiązania. Badano dzieci w wieku 2–3 lat. Maluchy bawiły się w pokoju, matki wychodziły, by za chwilę wrócić. Dzieci reagowały na to w jeden z czterech sposobów: bezpieczny – wtedy przytulały się i wracały do zabawy, albo nerwowo-ambiwalentny, unikowy czy lękowo-zdezorganizowany. Przebadano te dzieci jeszcze raz, kiedy miały 25–30 lat. Okazało się, że sposób, w jaki reagowały na matkę, zdeterminował to, w jaki potem budowały bliskość. Wynika z tego, że styl relacji z matką działa w dorosłości i, co więcej, nie da się tego zmienić.
Czy wzorce bliskości chłopcy i dziewczynki przejmują tak samo?
Na poziomie więzi – tak. Różnice pojawiają się w momencie socjalizacji do roli, czyli wtedy, kiedy dzieci odkrywają, po czym się rozpoznaje, że ktoś jest mężczyzną albo kobietą.
Od rodziców uczymy się, co to jest więź, na czym polega bycie razem. Relacja z rodzicem drugiej płci tworzy matrycę dla tego, co w przyszłości będzie dla nas oznaczała bliskość.