Ja My Oni

Miłość w cieniu dramatu

Gdy dziecko jest, choć go nie chcieliśmy

Miłość rodzicielska wydaje się być najbardziej naturalnym z uczuć. Czasem jednak droga do niej jest wyjątkowo trudna. Miłość rodzicielska wydaje się być najbardziej naturalnym z uczuć. Czasem jednak droga do niej jest wyjątkowo trudna. Mirosław Gryń / Polityka
Jak pokochać dziecko z gwałtu. Jak to urodzone z in vitro, ale nie własne.

Katarzynę kilka lat temu zgwałcił znajomy z pracy. Kiedy okazało się, że jest w ciąży, nie poszła na policję. Nie prosiła o zgodę na legalną aborcję, bo wychowała się według zasad ultrakatolickich. No i tyle razy słyszała: dziecko nie jest winne, że ma ojca złoczyńcę. Teraz mówi, że najgorsze jest rozdarcie: – Są dni, kiedy przelewam na córkę całą moją miłość, ale tyle samo jest takich, kiedy jej nienawidzę.

Przez pomyłkę w laboratorium w ubiegłym roku Ewa urodziła z in vitro dziecko swojego męża, ale innej kobiety. Sprawa wyszła na jaw w badaniach DNA, kiedy okazało się, że córka ma widoczną wadę genetyczną. „Nie wiedziałam, co robić. Czy weźmiemy ją do domu i będę wychowywać? Oddamy do adopcji?” – mówiła „Gazecie Wyborczej”. Nie była w stanie nadać dziewczynce imienia, które wybrała dla wyczekanej biologicznej córki: „Przez dwa tygodnie po porodzie mówiłam na nią mała – mówiła „GW”. – Pielęgniarki pytały: no, ale jakie imię? Poprosiłam męża, by sam wybrał, jakieś proste, które łatwo będzie zapamiętać”. Polskie prawo stanowi, że matką dziecka jest zawsze kobieta, które je urodziła. Pomyłki przy in vitro nie stanowią odstępstwa od tej reguły. Ewa mówi o sobie „rodzicielka”.

Miłość rodzicielska wydaje się być najbardziej naturalnym z uczuć. Czasem jednak droga do niej jest wyjątkowo trudna. Nie ma jedynych słusznych sposobów na budowanie więzi z dziećmi, na których narodzinach cieniem położyły się dramatyczne historie. Ale można nauczyć się je kochać.

Najpierw wszak do trudnych emocji kobiet po takich traumach otoczenie powinno podejść z delikatnością i zrozumieniem. Uszanować ich poczucie, że zostały skrzywdzone. Dać im prawo do negatywnych uczuć.

Mówić, żeby zrozumieć

W dni nienawiści Katarzynę dopada myśl, że nie powinna była urodzić. Ale nie miała z kim tego przegadać. – Dla kobiety w ciąży po gwałcie nieocenione jest wsparcie osób, przy których czuje się bezpiecznie – mówi Agnieszka Bratkiewicz, psycholog kliniczny z Uniwersytetu SWPS. Potrzebny jest ktoś, kto pomoże zaplanować kolejne dni, tygodnie i miesiące. Kto zada jak najwięcej pytań, nawet tych najtrudniejszych. O wyobrażenia na temat kłopotów, jakie mogą spotkać kobietę po urodzeniu dziecka, o najlepszy i najgorszy scenariusz przyszłych zdarzeń i o to, który wydaje jej się bardziej realistyczny. Jak będzie reagować na oceny innych? Co ją najbardziej przeraża? – Należy pozwolić kobiecie wypowiedzieć wszystkie uczucia, nie oceniając ich i nie wywierając żadnej presji – zaleca Anna Zarzycka z Laboratorium Psychoedukacji, prowadząca terapię okołoporodową. Bo przez całą ciążę zgwałconej towarzyszą skrajne emocje, w których trudno jej się rozeznać. Od rozczarowania, frustracji, lęku, ogromu odpowiedzialności, wściekłości, bezradności po nienawiść, obwinianie siebie, poczucie krzywdy, wykorzystania, wrogie uczucia do dziecka.

A jeśli kobieta nie wyrazi w jakiś sposób gniewu na gwałciciela, to istnieje ogromne ryzyko, że przeniesie go na dziecko. Przez pierwsze miesiące większość zgwałconych nie może nawet na nie patrzeć, nie mówiąc o przytulaniu czy karmieniu piersią. Ciągle zmagają się ze sprzecznościami: jest moje, ale nie mogę z nim przebywać, bo ono jest też widzialnym znakiem mojej krzywdy. Większość – 83 proc. – zna sprawców i ma w pamięci ich twarz. – Moja córka jest bardzo podobna do gwałciciela. Z tym przede wszystkim nie mogłam sobie poradzić – opowiada Katarzyna.

Większość matek wyrzuca sobie, że nie odczuwają miłości do takiego dziecka. Wtedy, paradoksalnie, skupione są na tym, czego nie ma. Trudno im doświadczać siebie w relacji z dzieckiem. Często rady – że ta miłość przyjdzie z czasem, że najlepiej otworzyć się na przyszłość i nie myśleć o tym, co się stało, albo „że czas leczy rany” – powodują jeszcze większe uczucie osamotnienia i izolacji. Często kobieta dochodzi do wniosku, że w tej dramatycznej sytuacji bliscy nie potrafią udzielić jej pomocy, a tylko wywierają presję. – Dostaje przecież przekaz o potrzebie stłamszenia, zaprzeczenia temu, co powoduje, że wszystko ją w dziecku drażni – mówi Zarzycka.

Katarzyna w końcu trafiła do psychologa. – Po pierwsze zrozumiałam, że nie jestem winna temu, co mnie spotkało, i to był punkt wyjścia. Potem przyszedł czas na wyrażenie utajonej złości i gniewu, bo kiedy byłam w ciąży, nie miałam na to przestrzeni. To trwało przez kilkanaście miesięcy i dopiero na tak wyczyszczonym polu zaczęła wzrastać moja matczyna miłość.

Teraz stoi przed innym zadaniem. Jak powiedzieć córce prawdę o jej poczęciu? – Pytanie o ojca i gwałciciela w jednej osobie jest dla mnie najtrudniejsze ze wszystkich – mówi Katarzyna. Przez wiele lat od niego uciekała, zgrabnie zmieniając temat, aż wreszcie córka przestała drążyć. – Ona się domyśla różnych rzeczy, a ja żyję w niepokoju, czy znów zapyta. Ta tajemnica bardzo nas od siebie oddaliła. Nie dość, że nie ma ojca, to przez mój strach zaczęła tracić matkę – opowiada.

Agnieszka Bratkiewicz uważa, że każdy ma prawo znać swoją historię: – Przekłamywanie ważnych jej elementów sprawia ból, z którym człowiek musi zmagać się przez całe życie. Chce więc znać prawdę o sobie, nawet najgorszą. Nawet jeśli w misternie ułożonej, ale nieprawdziwej historii opowiadanej dziecku wszystkie wątki składają się w sensowną całość, ono czuje fałsz. – Oczywiście w przypadku gwałtu należy oszczędzić drastycznych szczegółów. Mówimy o tym tylko wtedy, kiedy umiemy zachować spokój i szacunek dla dziecka. Ale mówimy. Zawsze zapewniając je o tym, że jest kochane – doradza terapeutka.

Stanąć, żeby ruszyć

W sytuacji rodziny dotkniętej pomyłką przy in vitro są jeszcze inne – pod wieloma względami bardziej skomplikowane – aspekty.

Ta para ma już za sobą cały proces przeżywania rozczarowań, zmagania się z niepłodnością, trudnego leczenia. I teraz musi jeszcze radzić sobie nie tylko z bardzo trudną informacją o chorobie dziecka, ale też z szokującą, o tym, że to nie jest biologiczna córka pani Ewy – tłumaczy Anna Zarzycka. – Naturalną reakcją na taką sytuację jest zaprzeczenie i izolacja, odrętwienie, a potem gniew, ale też próby targowania się z losem czy z Bogiem, okresy depresji aż do pogodzenia się czy reorganizacji życia.

Agnieszka Bratkiewicz mówi, że dobrze, iż Ewa nie spieszyła się z decyzją o zabraniu małej do domu. W takiej sytuacji trzeba oprzeć się presji, by natychmiast zająć się dzieckiem, bo „tylko gorsze matki zostawiają niemowlęta w szpitalu, a te kochające chcą jak najszybciej zabrać je do słodkiego dziecięcego pokoiku”, gdzie już koleżanki, rodzina i znajomi ustawiają się w kolejce, trzymając w dłoniach śpiochy w pastelowych kolorach. – Od kobiety, która dowiedziała się, że urodziła nie swoje dziecko, nie można oczekiwać natychmiastowego podejmowania racjonalnych decyzji, które zaważą na całym jej życiu – mówi Bratkiewicz.

Ona powinna bowiem też opłakać to swoje dziecko, które być może urodziła inna kobieta. A trudno jest się opiekować noworodkiem i jednocześnie przeżywać żałobę. Przepracowanie straty biologicznego dziecka otwiera drogę do tego, by znaleźć odpowiednie miejsce dla tego „swojego nie swojego”.

Dobrze, że dziecko, które już jest, nie jest obsadzane w roli tego, które miało przyjść. Jedno imię było dla wyczekiwanego, a inne – dedykowane – powinno otrzymać to, które się urodziło – mówi psycholożka. I dodaje, że rozdzielenie tych dwóch osób może świadczyć o tym, że matka świadomie przeżywa całą skomplikowaną sytuację.

Kłopotem było także to, że mąż Ewy jest biologicznym ojcem dziewczynki. Niechęć lub nieumiejętność wychowywania jej mogła pogrzebać relację z nim. – Z drugiej strony to właśnie pozytywna rzecz w tym dramacie – baza do budowania relacji Ewy z Manią – mówi Bratkiewicz i podkreśla, że najważniejsze jest to, iż para nie zamiotła emocji pod dywan. Mąż Ewy wspomina jedną z ich rozmów: „Powiedziałem: jeśli chcesz, to odejdź, a ja zostanę z Manią”. Jego postawa zadziałała uwalniająco, pomogła Ewie podjąć świadomą decyzję co do wychowania córki. Mania jest z rodzicami w domu. Ich więź powoli się buduje.

Ja My Oni „Co po kim dziedziczymy” (100098) z dnia 04.08.2015; Co dajemy potomkom; s. 96
Oryginalny tytuł tekstu: "Miłość w cieniu dramatu"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną