Magdalena Strzałkowska: – Ludzie współcześni są opętani kultem młodości.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska: – I bardzo dobrze.
Dobrze?
Czy kult młodości wyrządza komukolwiek krzywdę? Jeśli jego wyznawcy dyskryminowaliby starsze osoby tylko dlatego, że są starsze, to mielibyśmy do czynienia z ageizmem. Ale ageizm nie wynika z kultu młodości.
A z czego?
Z tego samego, co choćby dyskryminacja czarnoskórych czy kobiet na rynku pracy...
Czyli z przekonania, że osoby białe czy płci męskiej są lepsze.
Nie. Każda dyskryminacja wynika z niedorozwoju humanizmu. A ageizm także z braku wyobraźni – ktoś, kto za młodu odbiera prawa ludziom starszym, nie potrafi uświadomić sobie, że życie jest jazdą po ulicy jednokierunkowej. Przecież osoby dyskryminujące starszych, jeśli same będą żyły długo, z całą pewnością również dojdą do punktu, w którym przestanie im przyświecać gwiazda młodości.
Przestrzeń za furtką
Czy jednak nie jest absurdem, że ludzie chcą być piękni i młodzi na zawsze?
Oczywiście, przychodzą etapy życia, w których biologia wymusza zmiany. Ale wtedy zmieniają się także kryteria młodości. Dla niektórych są one nieczytelne. Takie osoby zaczynają udawać, że są młodsze, niż w rzeczywistości, co sprawia, że stają się śmieszne. Ale zwróćmy uwagę: śmieszne dla innych. Dla nich projekt „mam tyle lat, na ile się oceniam” to cel sam w sobie. I moim zdaniem bardzo korzystny.
Nie zauważam niczego złego w tym, że 55-letnie kobiety chodzą na zumbę, że 68-letni mężczyźni startują w maratonie, że babcie zbierają się w klubach czy w uniwersytetach trzeciego wieku i tam rozmawiają o ikebanie albo o robieniu sushi.