Ostatnie kilkadziesiąt lat przyniosło radykalną zmianę sposobu rozumienia i doświadczania przyrody. Jesteśmy coraz bardziej świadomi zagrożeń dla środowiska naturalnego – ocieplenia klimatu, topnienia lodowców, zanieczyszczenia powietrza, znikania rafy koralowej, zmniejszania bioróżnorodności. Ale nasz kontakt i relacja z naturą są coraz słabsze. Współczesne dzieci mają dużą wiedzę o puszczy amazońskiej, a często nie chodziły po lesie w swojej okolicy. Nie znają gatunków rodzimych drzew, nie są w stanie odróżnić wróbla od szczygła, dziurawca od rumianku. Nigdy nie rozpalały ogniska.
Najmłodsze pokolenie, choć jest częścią globalnej wioski, wychowywane jest na coraz mniejszej przestrzeni. Jane Clark, specjalizująca się w badaniu rozwoju ruchowego profesor kinezjologii z Uniwersytetu Maryland, nazywa je „dziećmi z pudełka”. Spędzają bowiem coraz więcej czasu w kojcach, w wysokich dziecięcych krzesełkach, fotelikach samochodowych, a zabierane na dwór – umieszczane są w wózkach lub ogrodzonych piaskownicach. Później lądują w murach szkoły. Świat poznają na obrazkach, monitorze lub przez okno. Jeśli nawet jadą na wakacje nad morze, często spędzają je wyłącznie przy hotelowym basenie, bo tak jest pod wieloma względami wygodnie i bezpiecznie. Gdy dorosną – będą spędzać czas w swoich czterech ścianach, galeriach handlowych i biurach, a pomiędzy nimi przemieszczać się w „pudełku” samochodu. Dom–praca–sklep–dom–praca… Od czasu do czasu, dla zachowania formy, siłownia z ekranami zamiast okien. Dotkliwe skutki funkcjonowania w zamknięciu i oderwania od natury dadzą jednak prędzej czy później o sobie znać.
Klęska giganta
Richard Louv, autor „Ostatniego dziecka lasu”, zauważa: przyroda jest dla ludzi coraz bliższa abstrakcji niż rzeczywistości.