Bombaj, marzec 1995. Madan Kataria, internista, zainspirowany medycznymi artykułami o dobroczynnych właściwościach śmiechu, postanawia sprawdzić, czy da się coś zrobić, by dorośli ludzie śmiali się częściej. Statystycznie robią to 10 razy dziennie, podczas gdy dzieci – 300 razy. Doktor wie przecież, że lista pozytywnych korzyści, jakie daje śmiech, jest imponująca: obniżenie poziomu kortyzolu – hormonu stresu, pobudzenie endorfin, uruchomienie głębokiego oddechu przeponowego, a nawet uaktywnienie genów odpowiedzialnych za wydzielanie komórek antyrakowych NK. Najpierw Kataria próbuje z kilkoma osobami spotkanymi w parku. Opowiadają sobie dowcipy i świetnie się przy tym bawią. Mają ochotę na więcej, więc zbierają się w parku codziennie, przyprowadzają też bliskich i znajomych.
Po tygodniu dowcipy okazują się jednak środkiem zawodnym: kończą się te naprawdę zabawne, pozostają kontrowersyjne – polityczne, seksistowskie, rasistowskie. W grupie zaczynają się ostre spory. Doktor prosi o jeszcze jedną szansę: spotkanie następnego dnia. Wie, że ciału jest wszystko jedno, czy śmiech jest spontaniczny czy człowiek go udaje, wykrzykując „ha ha ha” – ważne jest pobudzenie pracy przepony. Wychodzi więc z nową propozycją: spróbujmy tym razem wywołać śmiech za pomocą prostych ćwiczeń, a ponieważ jesteśmy w grupie, będziemy się nim zarażać. Pomysł sprawdza się doskonale. A w połączeniu z ćwiczeniami oddechowymi i relaksacją przeradza się w jogę śmiechu. Metoda szybko rozprzestrzenia się w Indiach i Azji Południowej i Wschodniej (w Indiach, Tajlandii czy Wietnamie korzystają z niej regularnie służby mundurowe), zdobywa Zachód, a także przyjmuje się w krajach muzułmańskich, szczególnie w Iranie.