Każdy człowiek w pewnych sytuacjach bywa dyplomatą, negocjatorem lub mediatorem. Wściekły na kolegę z pracy, gryzie się w język i łagodzi słowa, bo musi z nim koegzystować. Rozmawiając z szefem o podwyżce, do której on się nie kwapi, musi znaleźć przekonujące argumenty. Kiedy jego dzieci się na siebie o coś boczą, próbuje im spokojnie przemówić do rozsądku i zażegnać waśń. Jednocześnie dyplomacja, negocjacje i mediacje są dziś obszarami działania zawodowców – przeszkolonych, znających odpowiednie strategie i taktyki.
Łączy je wspólny cel – pokojowe rozwiązywanie konfliktów. Zawodowemu dyplomacie pomogą umiejętności negocjacyjne i mediacyjne. Negocjatorowi i mediatorowi przyda się dyplomatyczne wyczucie.
Zatem, jak się to robi?
Dyplomacja: właściwie talent
Dyplomacja jest czymś, co zdefiniować najtrudniej. Słownik języka polskiego dyplomację, nie tę państwową, tylko rozumianą jako pewna sztuka radzenia sobie w różnych sytuacjach międzyludzkich, określa zestawem właściwości: zręczność, przebiegłość w postępowaniu; obrotność, spryt, układność. Choć żadna z tych cech z osobna nie czyni człowieka dyplomatą, konieczny jest ich finezyjny mariaż – żeby układność nie była odbierana jako fałsz, a spryt nie przechylał się ku cwaniactwu.
Psycholog dr Magdalena Błażek z Uniwersytetu Gdańskiego, doświadczona mediatorka, uważa dyplomację za szczególną, nader rzadką umiejętność załatwiania spraw w sposób, który nie narusza dobrostanu innych ludzi, a czasem wręcz go podnosi. Sprawia, że czują się docenieni, dobrze potraktowani. Anglicy zwykli mawiać, że dyplomata to ktoś, kto potrafi powiedzieć „idź do diabła” w taki sposób, że właściwie cieszysz się na tę wyprawę.