Ewa Wilk: – Zajmuje się pan męskościami w kulturze i literaturze. Nie męskością, ale męskościami właśnie. O co chodzi z tą liczbą mnogą?
Wojciech Śmieja: – W kulturze z reguły da się wyróżnić cztery wzory męskości. Przede wszystkim hegemoniczną – dominującą kulturowo, społecznie, materialnie. Zwykle dotyczy ona wąskiej grupy mężczyzn, którzy rygorystycznie wcielają w życie ten wzorzec. Druga grupa męskości – współpracujących z hegemoniczną – otrzymuje swoistą patriarchalną dywidendę. Na przykład w polskim międzywojniu to były zastępy mężczyzn pozbawionych co prawda charme’u gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, postaci dla tamtych czasów emblematycznej, ale modelujący swoje życie tak, by ową dywidendę otrzymać. Wreszcie istnieją rozmaite męskości zmarginalizowane, które, uznając kulturową hegemonię, nie mogą w żaden sposób sprostać jej rygorom (np. ze względów klasowych, rasowych, niepełnosprawności). Są też męskości opozycyjne wobec hegemonii, usiłujące wcielać inne niż dominujące modele zachowań. Może to być np. męskość gejowska – często marginalizowana, ale dla hegemonii niebezpieczna. Koncept męskości w liczbie mnogiej zaczerpnąłem od Raewyn W. Connell, badaczki uznawanej za pionierkę socjologicznej subdyscypliny masculinity studies – studiów nad męskościami.
Używa pan też terminu fikcja dominująca. Chodzi o mit tzw. prawdziwej męskości, który wytwarzany jest w każdej kulturze – trafnie to rozumiem?
Rzeczywiście, rzecz w zestawie cech męskich, które w danej kulturze są najmocniej waloryzowane, uchodzą za wzorcowe, hegemoniczne. W polskiej kulturze dominowały na ogół męskości militarne, powstańcze, sarmackie. Nie wykształcił się – inaczej niż np.