Włosy, ciało, twarz, ruchy i spojrzenie są już nie te co kiedyś – nie ma co do tego wątpliwości. Cała postać jakby się zapadła trochę, chociaż raczej istotnie nie straciła na wadze. Poza niewielkim, ale wyraźnie dostrzegalnym brzuszkiem – ten to się nie zapada. O wiele częściej niż kiedyś trzeba do toalety. Poza tym nie chce się już rzeczy, których kiedyś często się chciało, bo też – w rzeczy samej – wielu z nich zrobić nie sposób: na przykład wykazać się szybkością lub sprawnością fizyczną, nie mówiąc już o seksualnej. Chociaż pożądanie jeszcze czasami puka do bram – to prawda – ale często nie w tych momentach co trzeba. Zmarszczki... Pół biedy, najgorsze jest to, że w ogóle nie widać w oczach napotykanych ludzi błysku zainteresowania, który dostrzegało się jeszcze jakiś czas temu. Zero spojrzeń, więc żadnych błysków.
Albo kobiety. Z jednej strony ich atrakcyjność jest jakaś mniej wyraźna i mniej pociągająca. Jakby zamglona. Z drugiej strony one same przestały patrzeć, zwracać uwagę, przechodzą teraz zupełnie obojętnie mimo.
Także umysłowo nie jest najlepiej. Bywa, że – co wcześniej się nie zdarzało – przy książce trzeba ciągle wracać do zdań wcześniejszych, by w ogóle uchwycić sens przekazu, a to strasznie wydłuża czytanie. Poza tym to irytujące zapominanie słów, nazw i nazwisk. Czy to już alzheimer? Może jeszcze nie, ale dobrze nie jest.
Niewidzialność
W starożytnej Grecji stary mędrzec, a nawet tylko człowiek w słusznym wieku, był kimś. Przyjmowano go z uwagą i szacunkiem, a on sam mógł wiele. Cieszył się poważaniem, ponieważ z racji tego, że zgromadził w swoim umyśle mnóstwo wspomnień i spostrzeżeń, miał zwykle coś ważnego lub ciekawego do przekazania. Później – choć właściwie nie wiadomo dokładnie kiedy – to podejście się diametralnie zmieniło: w rezultacie wiekowy mędrzec stał się schulzowskim emerytem.