Ja My Oni

Zanik przed czasem

Dlaczego mężczyźni umierają młodo?

Męskość już dawno temu została zdefiniowana przez społeczeństwo jako konieczność robienia kariery za wszelką cenę. Męskość już dawno temu została zdefiniowana przez społeczeństwo jako konieczność robienia kariery za wszelką cenę. Roberto A. Sanchez/Vetta / Getty Images
Jak starzeją się mężczyźni?

Włosy, ciało, twarz, ruchy i spojrzenie są już nie te co kiedyś – nie ma co do tego wątpliwości. Cała postać jakby się zapadła trochę, chociaż raczej istotnie nie straciła na wadze. Poza niewielkim, ale wyraźnie dostrzegalnym brzuszkiem – ten to się nie zapada. O wiele częściej niż kiedyś trzeba do toalety. Poza tym nie chce się już rzeczy, których kiedyś często się chciało, bo też – w rzeczy samej – wielu z nich zrobić nie sposób: na przykład wykazać się szybkością lub sprawnością fizyczną, nie mówiąc już o seksualnej. Chociaż pożądanie jeszcze czasami puka do bram – to prawda – ale często nie w tych momentach co trzeba. Zmarszczki... Pół biedy, najgorsze jest to, że w ogóle nie widać w oczach napotykanych ludzi błysku zainteresowania, który dostrzegało się jeszcze jakiś czas temu. Zero spojrzeń, więc żadnych błysków.

Albo kobiety. Z jednej strony ich atrakcyjność jest jakaś mniej wyraźna i mniej pociągająca. Jakby zamglona. Z drugiej strony one same przestały patrzeć, zwracać uwagę, przechodzą teraz zupełnie obojętnie mimo.

Także umysłowo nie jest najlepiej. Bywa, że – co wcześniej się nie zdarzało – przy książce trzeba ciągle wracać do zdań wcześniejszych, by w ogóle uchwycić sens przekazu, a to strasznie wydłuża czytanie. Poza tym to irytujące zapominanie słów, nazw i nazwisk. Czy to już alzheimer? Może jeszcze nie, ale dobrze nie jest.

Niewidzialność

W starożytnej Grecji stary mędrzec, a nawet tylko człowiek w słusznym wieku, był kimś. Przyjmowano go z uwagą i szacunkiem, a on sam mógł wiele. Cieszył się poważaniem, ponieważ z racji tego, że zgromadził w swoim umyśle mnóstwo wspomnień i spostrzeżeń, miał zwykle coś ważnego lub ciekawego do przekazania. Później – choć właściwie nie wiadomo dokładnie kiedy – to podejście się diametralnie zmieniło: w rezultacie wiekowy mędrzec stał się schulzowskim emerytem.

Istotą starości dziś jest to, że się na nią totalnie nie godzimy, a to oznacza, że jest ona jednym z niewielu zjawisk na świecie postrzeganych i odczuwanych wyłącznie poprzez ich negację. Powszechny, wręcz ogólnoświatowy, zbiorowy bunt przeciw starzeniu przybiera formy kuriozalne. Ludzie, i to masowo, robią naprawdę wiele i płacą naprawdę dużo za to, by starość odrobinę opóźnić lub jej obecność odrobinę ukryć, co oczywiście zwykle zdaje się na nic. A jednak oszukańczy rynek tak zwanych usług i zabiegów przeciwstarzeniowych kwitnie.

Starość stała się okropną chorobą w rodzaju widocznej gołym okiem, skórnej dolegliwości. Podobnie jak śmierć. To coś, co dotyka innych, nie nas – oczywiście tylko do czasu. Ale póki jeszcze trzymamy się życia, absolutnie nie chcemy patrzeć na nią, mówić o niej, myśleć, słuchać.

Potworną niechęć do zakończenia życia ewentualnie można zrozumieć. Ale dlaczego do starości? Bo jest tuż przed śmiercią, dosłownie o jeden wąski stopień przed nią. Dlatego starsi i starzy ludzie stają się nagle po prostu niewidzialni. A jeśli nawet się ich dostrzeże – przypadkowo wpadnie się na nich na ulicy, to tylko na moment i wyłącznie przez spektroskop ich wieku: jako pomarszczonych, niedołężnych, zbliżających się do kresu.

Aż chciałoby się zakrzyknąć: przecież to wciąż są ludzie! Przecież prawie nie różnią się od reszty. A może jednak trochę? A może chodzi o to, że dzisiaj – dzięki postępom medycyny i wysokiemu poziomowi życia – starość stała się istotnie starsza – jak to mówią: bardziej zaawansowana. Starzy są już po prostu starzy aż do granic i przez to stają się obcy?

– W pojmowaniu starości zaszła w ostatnich dekadach radykalna zmiana – mówi dr Andrzej Wajs, historyk idei i filozof. – Przestaliśmy postrzegać ją jako naturalną fazę rozwoju osobniczego, jako nieuchronną i domagającą się uwagi konsekwencję upływu czasu. Rozumiemy ją dzisiaj i oceniamy jako fenomen społeczny i kulturowy, silnie związany z utratą statusu i rangi. Kult młodości, w szczególności sprawności fizycznej na wielu polach, skorelowany jest z marginalizacją ludzi starych. Mamy więc do czynienia ze swoistą denaturalizacją zjawisk absolutnie naturalnych. Starość zaczyna funkcjonować w naszych społeczeństwach ze zdecydowanie ujemnym indeksem wartości, ba, niemal z etycznym potępieniem. Utylitaryzm spycha starość do skansenu osobliwości, nad którym nadzór sprawuje biowładza, swoista dyktatura młodości.

Ciężar czasu

Starość ma gdzieś, że się na nią nie zgadzamy, i nieubłaganie nas dopada. Jean Améry, belgijski pisarz i eseista pochodzenia austriackiego, w swoim przejmującym eseju „O starzeniu się. Bunt i rezygnacja” wyznacza trzy ściśle określone pola, na których starość widać najlepiej. Nie myśli o niej banalnie – w kontekście codziennych niedomagań ludzi starych lub problemów z utrzymywaniem żywych kontaktów z nimi. Pokazuje, że starość to coś zupełnie innego.

Pierwszym polem jest świadomość czasu. Młodzi w ogóle jej nie mają, jest dla nich co najwyżej ciekawostką lub filozoficzną abstrakcją. Żyją czymś innym – przestrzenią i światem. Świadomość czasu zaczyna kiełkować dopiero z wiekiem, gdy dochodzi do istotnego zgromadzenia wspomnień. „Znajdujemy czas w starzeniu się – pisze Améry. Młody człowiek, który ma przed sobą bardzo wiele czasu, tak wiele, że nie chce słyszeć o czasie, nie potrzebuje nic o nim wiedzieć. Jest pewny swego w poczuciu zdrowej cielesności i nie potrzeba mu nawet statystyki, która jemu, dwudziestoletniemu, przyznaje jeszcze pięćdziesiąt lat życia – nieprzejrzany przestwór czasu. Żyje w tym rozległym horyzoncie czasowym z wiedzą i sumieniem na miarę swoich lat”.

Dopiero starzejący się człowiek w końcu pojmuje, że jest już tylko czasem i że wkrótce zniknie z przestrzeni. To naprawdę niezwykłe: zaczynamy od beztroskiej młodości, w której w ogóle nie „odbieramy” czasu, a kończymy, posiadając czas w całej jego pełni i przez to posiadanie starzejemy się.

– Ten stan – konkluduje dr Wajs – przypomina mi nieco pewną osobliwość fizyczną, która nazywa się czarną dziurą. To twór kosmiczny o nieskończonej gęstości, który pochłania wszystko ze swojego otoczenia, a więc materię gwiazd i pył międzygwiazdowy. Jednak posiada tak silną grawitację, że nic, co do doń wniknie, już nigdy z powrotem do świata nie powróci, nawet światło. Podobnie jest z ludźmi starymi, wciąż chłoną mnóstwo i mnóstwo w sobie mają. Wszelka próba wypromieniowania tego do otoczenia kończy się jednak nieuchronną porażką. Są w dosłownym tego słowa znaczeniu niewidzialni. Etymologicznie łaciński termin gravitas, wiązany zwykle ze zjawiskiem przyciągania, ma zresztą bardzo silną konotację w określeniach starości – ociężałości, znużeniu, surowości i powadze. Sęk w tym, że dzisiaj myślimy częściej o znużeniu i ociężałości niż o powadze.

Nieoczekiwanie niczego

Drugim polem wnikliwej obserwacji starości jest społeczeństwo. To wcale nie sam człowiek – uważa Améry – wyznacza granicę, powyżej której zaczyna się starzeć. Określa ją całe społeczeństwo poprzez utarte od dawna procedury postępowania. To ono mówi pewnego dnia, że właśnie nastąpiła chwila, w której już niczego więcej się od człowieka nie oczekuje. Niczego. Oczywiście za całe życie i za pracę, jaką wykonał, wyraża mu się wdzięczność, ale to już jest w zasadzie wszystko; najwyższy czas na zasłużony odpoczynek. Ten, któremu tak elegancko podziękowano, ze zdumieniem stwierdza jednak, że świat właśnie cofa mu kredyt jego własnej przyszłości, że nie chce go już widzieć jako tego – to też słowa Améry’ego – kim mógłby ewentualnie jeszcze za jakiś czas być. Na przykład jest i całe życie był inżynierem, a chciałby jeszcze zostać aktorem, choćby na chwilę, na jeden spektakl. Niestety, nie ma na to czasu, już nikim innym nie zostanie. Może być, co najwyżej, emerytowanym inżynierem. Koniec.

„Starzejący się człowiek – pisze Améry – którego dokonania policzono i wyważono, jest skazany. Przegrał, nawet jeśli wygrał, tzn. nawet jeśli jego byt społeczny, który w pełni stanowi jego świadomość i z niej korzysta, ma wysoką wartość rynkową. Zerwanie i przełom nie leżą już w jego horyzoncie, umrze, jak żył, dzielny wojak”.

Ludzi starych pozbawia się perspektyw przyszłości, zachęca tylko do zdrowego trybu życia, stosowania diety, aktywności fizycznej i – jeśli to jest możliwe – odwiedzania uniwersytetu trzeciego wieku. Mogą też ewentualnie, jak najbardziej, zajmować się wnukami.

Kody nieczytelne

Wreszcie trzecie pole – kulturalnej starości, na którym przebywając, człowiek szybko dowiaduje się, że jest już rzeczywiście stary, ponieważ zupełnie nie czyta kodów, symboli i grepsów współczesnej kultury. Nie czyta, ponieważ, po pierwsze, nie za bardzo potrafi poruszać się wśród nośników technologicznych, dzięki którym współcześnie ludzie obcują z kulturą i dzięki którym współczesna kultura jest w dużej części dostępna. Surfowanie w necie na smartfonie, by dowiedzieć się czegoś ważnego o nowościach książkowych czy ciekawych koncertach, raczej nie wchodzi tu w grę. Ale to jeszcze nic. Po drugie, senior ma problem, bo dla niego kody, symbole i grepsy współczesnej kultury wyznaczały książki, koncerty i wystawy, o których nikt już dziś nie pamięta. Oczywiście Broch, Canetti czy Musil to autorzy znani, ale niewielu dzisiaj ich czyta, nie wywołują też takich emocji i dyskusji, jak kiedyś. Dzisiaj czyta się nowych literackich idoli, słucha się innej muzyki, ceni się inne filmy.

Ludzie starzy są samotni i zagubieni na polu kultury, ponieważ od czasów ich młodości zmienił się – zresztą nie raz – jej paradygmat, coś, co Améry nazywa duchem czasu lub duchem epoki. To jakby nadsystem, który decyduje, jakie są czasy, w których żyją ludzie – składają się nań kluczowe i przełomowe dokonania artystyczne i literackie. Starsza osoba nawet gdy sięgnie po modne, poczytne książki, czuje się jak w obcym i bardzo tajemniczym świecie.

Świat przeoczony

Jean Améry nie rozróżnia starości lub starzenia się mężczyzn i kobiet. Ale jest przecież mężczyzną, w wielu miejscach wyraźnie odnosi się do siebie, choć gdy tworzył swój esej, nie był jeszcze człowiekiem starym, miał 56 lat. Czuje się, że tym, kogo Améry opisuje, jest mężczyzna, na pewno. Wiadomo, że starości kobiet i mężczyzn różnią się i to bardzo: mężczyźni osuwają się w swój wiek intensywniej, szybciej i szybciej też umierają. Dlaczego? W przyrodzie jest wiele gatunków zwierząt, u których osobniki żeńskie żyją dłużej od męskich, co jest warunkowane genetycznie. Jednak wszystkiego nie da się wytłumaczyć wyłącznie genetyką.

By określić, jak się starzeją mężczyźni i co jest u nich zapalnikiem starości, trzeba poprosić o pomoc... kobietę – pisarkę, psycholożkę i feministkę, Betty Friedan.

W połowie lat 90. amerykański magazyn „Playboy” poprosił ją o napisanie eseju, w którym miała wytłumaczyć, dlaczego mężczyźni umierają młodo. Napisała wspaniały tekst. O tym, że umierają młodo, ponieważ nie umieją pełnić wielu ról, a ta zdolność jest niezbędna, by długo żyć. Męskość już dawno temu została zdefiniowana przez społeczeństwo jako konieczność robienia kariery za wszelką cenę. Ten model jeszcze do niedawna dominował niemal na całym świecie, dzisiaj powoli zaczyna odchodzić w przeszłość, ale mężczyźni wciąż jeszcze żyją wedle jego reguł.

Robienie kariery i zarabianie tak ich pochłonęło, że w pewnym momencie zapomnieli, iż poza tym jest jeszcze mnóstwo ciekawych i ważnych rzeczy na świecie. Mało tego: przeoczyli fakt, że w ogóle otacza ich wielki i wspaniały świat. Przestali go dostrzegać, siedząc w pracy. I tak trwali w tych swoich okropnych karierach latami. Wszystko się jakoś kręci do czasu utraty pracy lub przejścia na emeryturę. Gdy to następuje, mężczyźni pozostają z kompletnie pustymi rękami, nie mają nic, czemu mogliby się autentycznie i z pasją poświęcić. Zaczynają się starzeć w przyspieszonym tempie i umierać młodo, przy czym to „młodo” oznacza istotnie wcześniej niż kobiety.

„Jedni ludzie żyją długo i aktywnie – pisze Friedan – inni z wiekiem szybko podupadają. Tym, co ich dzieli, są życiowe cele, przedsięwzięcia oraz typy emocjonalnych więzów z otoczeniem. Ponieważ więzy z innymi ludźmi, cele, do osiągnięcia których wykorzystujemy swoje zdolności i które podtrzymują nasz kontakt ze społeczeństwem, są tak ważne w drugiej połowie życia, staje się jasne, skąd ta przewaga kobiet nad mężczyznami”.

Polega ona na tym, że kobiety są znacznie bardziej aktywne i to na wielu polach. One głównie zajmują się wychowaniem dzieci, podtrzymywaniem więzów z rodziną czy utrzymywaniem dobrych stosunków towarzyskich. Coraz częściej – dzisiaj już niemal tak często jak mężczyźni – pracują zawodowo, ale poza pracą mają wiele zainteresowań domowych, rodzinnych lub społecznych. Częściej też korzystają z dóbr kultury lub nawet kulturę współtworzą. Gdy z wiekiem trzeba zakończyć karierę zawodową, z radością ten fakt przyjmują, ponieważ mają jeszcze bardzo wiele rzeczy do zrobienia. I robią je, życie wciąż ich nie opuszcza, patrzą w przyszłość, śmiało i dalej. A mężczyźni? Wielu z nich nie wie nawet, że tak można – dali się zapędzić w kozi róg męskości. Proste.

Życie niedocenione

Na koniec kilka słów mędrca, który dożył późnego wieku i umiał patrzeć na życie ludzkie w szczególny sposób, także na życie stare. Artur Schopenhauer w przejmującym eseju „Metafizyka życia i śmierci” pisał tak: „Sceny z naszego życia podobne są do obrazków w masywnej mozaice, które z bliska nie robią żadnego wrażenia; trzeba stanąć od nich z dala, aby ocenić ich piękno (…). Żyjemy więc zawsze w oczekiwaniu czegoś lepszego i to często zarazem w pełnej żalu tęsknocie za minionym. Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości, uważające je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie spoglądając u kresu swych dni wstecz, stwierdzają zazwyczaj, że całe ich życie upłynęło pod znakiem ad interim i ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich oczach przechodziło tak niedocenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie – było tym właśnie, w czego oczekiwaniu żyli”.

Słowa te dedykujemy przede wszystkim mężczyznom.

Ja My Oni „Mężczyzna: instrukcja obsługi" (100120) z dnia 22.05.2017; Jako syn, partner, rodzic; s. 39
Oryginalny tytuł tekstu: "Zanik przed czasem"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną