Aleksandra Żelazińska
23 maja 2017
Mężczyźni w sieci: stereotypy i prawdy
Męskie (i)granie
Co i dlaczego mężczyźni robią w internecie.
Niewielu pisarzy – i twórców ogólnie – wypowiada się o internecie pochlebnie. Tak sprawy widzi np. Andrzej Stasiuk: „Duchowo jesteśmy w całkowitej dupie. Życie wewnętrzne zastąpiły nam internet oraz zakupy” („Życie to jednak strata jest”, wywiad rzeka przeprowadzony kilka lat temu przez Dorotę Wodecką). Znanym krytykiem internetu jest też chociażby Jonathan Franzen, jeden z najgłośniejszych współczesnych amerykańskich pisarzy. W felietonie dla dziennika „The Guardian” zanotował: „Żeby móc usłyszeć, co dzieje się na świecie, trzeba by zablokować 99 proc.
Niewielu pisarzy – i twórców ogólnie – wypowiada się o internecie pochlebnie. Tak sprawy widzi np. Andrzej Stasiuk: „Duchowo jesteśmy w całkowitej dupie. Życie wewnętrzne zastąpiły nam internet oraz zakupy” („Życie to jednak strata jest”, wywiad rzeka przeprowadzony kilka lat temu przez Dorotę Wodecką). Znanym krytykiem internetu jest też chociażby Jonathan Franzen, jeden z najgłośniejszych współczesnych amerykańskich pisarzy. W felietonie dla dziennika „The Guardian” zanotował: „Żeby móc usłyszeć, co dzieje się na świecie, trzeba by zablokować 99 proc. hałasu. Ten 1 proc., który pozostanie, też jest przepełniony informacjami, ale jest nadzieja, że zdoła się z tego wyłuskać jakąś sensowną opowieść”. Wytwórcami hałasu są rzecz jasna ludzie, którzy ładują do internetu treści ważne i mniej ważne – nie namyślając się przedtem i nie bacząc na skutki. Czym ten hałas – i chaos – grozi, dobitnie pokazał dziennikarz i pisarz Michał Olszewski w wydanej w tym roku powieści „#Upał”. Jego bohater, redaktor portalu newsowego, nieustająco sprawdza, co dzieje się w sieci i mediach społecznościowych, w tzw. świecie realnym jest ledwie fizycznie obecny. Ale codzienne roztargnienie to nie najwyższa cena, jaką za to zapłacił. W końcu bowiem – uwaga, zdradzamy finał powieści – zapomina nawet o tym, że pozostawił kilkuletnią córkę w samochodzie. Spędziła tu osiem godzin w upale, „nie miała najmniejszych szans”. „Ugotowałem własne dziecko” – stwierdza bohater, a czytelnik ma wrażenie, że widzi jeszcze jeden opublikowany w sieci sensacyjny nagłówek. Symptomatyczne, że gorzko o sieci piszą publicznie i bezpośrednio właśnie mężczyźni, architekci wielu internetowych rozwiązań i narzędzi, twórcy aplikacji, założyciele portali i mediów społecznościowych, a wreszcie ich aktywni użytkownicy. Takie wnioski nasuwają im z jednej strony obserwacje skutków powszechnego zapędzenia, bo sieć w dużej mierze przyspiesza codzienne życie, narzuca mu rytm, zjada czas. Z drugiej strony – jest w tym jakaś doza samoświadomości, autokrytyki. Internet, rzecz jasna, może być miejscem przyjaznym, potrzebnym, może służyć pracy, edukacji, rozrywce, podtrzymaniu relacji międzyludzkich, własnemu rozwojowi. Ale może być też siedliskiem rozmaitych patologii – skutkować uzależnieniami (od gier wideo, od zakupów, od pornografii) i ranić. Nie ma takiego zjawiska czy zachowania w sieci, które byłoby wyłączną domeną jednej z płci. Różnice są jednak wyraźne – widać je i w strategiach działania, i na poziomie proporcji, i na poziomie emocji. Igranie z czasem Dostęp do medium, jakim jest internet, świadczy w pewnym sensie o przynależności do wolnego świata. Kobiety częściej niż mężczyźni korzystają z sieci w zaledwie kilkunastu krajach. Taki stan rzeczy International Telecommunication Union (Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna) z siedzibą w Szwajcarii obserwuje m.in. w Danii, Holandii, Finlandii, Szwecji, Irlandii, na Jamajce, Kubie i w Stanach Zjednoczonych. W większości państw to mężczyźni niezmiennie są w przewadze; największe dysproporcje widać np. w Arabii Saudyjskiej (do internetu zagląda ok. 60 proc. pań wobec prawie 77 proc. panów), Turcji (44 do 64 proc.) i Omanie (59 do 70 proc.). Decydują o tym zwykle względy kulturowe, ekonomiczne, wykształcenie, poczucie zagrożenia (kobiety częściej padają ofiarami cyberataków, z kolei mężczyźni częściej występują w roli ciemiężycieli). W Polsce znaczenie wykształcenia jest zależne bardziej od wieku niż płci. Z badań CBOS „Korzystanie z internetu” (2016) wynika, że do internetu zagląda regularnie 94 proc. starszych Polaków z dyplomem szkoły wyższej i tylko 18 proc. osób, które zakończyły edukację na poziomie podstawówki. Wiele badań wskazuje, że właśnie w stronę wyrównania proporcji zmierza współczesny świat, co dokonuje się sprawniej w krajach bogatszych i rozwijających się. W Polsce już jest niemal po równo: mężczyźni to 50,5 proc. tej wirtualnej społeczności, kobiety – 49,5. Jak polscy mężczyźni spożytkowują swój internetowy czas? Z raportu CBOS wynika, że nieco częściej niż kobiety szukają informacji, czytają prasę i słuchają radia. Aktywniej szukają nowych znajomości i randkują, choć rzadziej przenoszą te relacje poza sieć. W mediach społecznościowych częściej toczą dyskusje, komentują i są odbiorcami treści, rzadziej niż kobiety je tworzą. Sprawniej też wykorzystują sieć do pozyskiwania kontaktów służbowych, nawiązywania relacji biznesowych. Słowem: wydają się po prostu pragmatyczni. A przy okazji bywają rozrzutni. Badania Gemius SA prowadzone na rynku e-commerce wskazują, że jeśli ktoś planuje wydawać w sieci coraz więcej pieniędzy, to mężczyźni właśnie. Już ok. 100 zł miesięcznie przeznaczają na urządzenia mobilne, 117 zł – na sprzęt RTV/AGD, 74 zł – na ubrania i dodatki, 67 zł – na obuwie. Im jednak głębiej się przyjrzeć, tym bardziej jest stereotypowo. Oto w mediach społecznościowych – głównie na Facebooku – mężczyźni wykazują zainteresowanie takimi sferami życia, jak motoryzacja, sport, nowe technologie i polityka (tak wynika z polskich analiz agencji Abanana, prowadzonych z firmą analityczną Sotrender; tak też dyktuje intuicja). Wolą platformy przejrzyste i przeznaczone do czytania od tych, które ściągają wzrok innymi walorami (czyli np. od Instagramu i od blogów, które odwiedzają z rzadka i rzadziej niż panie zakładają). Nic zatem dziwnego, że podtrzymują przy życiu fora dyskusyjne, tracące na znaczeniu w dobie mediów społecznościowych. Nie powinno także dziwić, że rywalizują tu na osiągnięcia – zawodowe i sportowe. Dlatego jeśli publikują zdjęcia, to często z miejsca pracy, jeśli uprawiają jakąś dyscyplinę sportu – to szukają dedykowanych im stron i informują się wzajemnie i sumiennie o swoich postępach. W internecie chodzi im więc nie tylko o budowanie wizerunku profesjonalisty czy eksperta w jakiejś dziedzinie, ale człowieka wielu zainteresowań. Mężczyznom łatwiej się tu skrzyknąć na amatorski wyścig kolarski, a jeśli już organizują się politycznie, to w sprawach gospodarczych (przypadek m.in. polskich protestów w obronie frankowiczów) i ogólnopaństwowych (KOD), rzadziej zaś w sprawach socjalnych. Igranie z graniem Na mężczyzn w sieci czyhają też pułapki. Zdaniem jednego z najbardziej wziętych współczesnych psychologów Philipa Zimbardo panowie w ogóle przeżywają kryzys tożsamości. W książce „Man (Dis)Connected” (Mężczyzna rozłączony) z 2015 r. przekonywał, że kondycję psychiczną mężczyzn nadszarpnęły poważnie dwa zjawiska: gry wideo oraz pornografia. Oba wiążą się z odosobnieniem i kuszą obietnicą rozmaitych doznań. A także znalezienia się w świecie mniej wymagającym i łatwiej dostępnym, więc z gruntu przyjemniejszym. – Co zwykle robisz w internecie? – Gram – odpowiada zaprzyjaźniony 25-latek, nie namyślając się długo. – Kształcę się też – dodaje – i ściągam filmy. Zaprzyjaźniona matka przytacza z kolei taką scenkę: wchodzi do pokoju swoich dzieci, a tam dwóch ośmiolatków nie odrywa wzroku od komputera. – Co robicie? – pyta. – Gramy w piłkę – stwierdzają. Za zamkniętymi drzwiami, interaktywnie, z kolegami towarzyszącymi im gdzieś po drugiej stronie ekranu. Znamienne, że można uprawiać jakąś odmianę sportu i nie mieć dostępu do świeżego powietrza, co do niedawna było raczej nierozłączne. I że przeczy to idei zbiorowej gry w piłkę, czyli aktywności podejmowanej kolektywnie. Są wreszcie i tacy, którym niepotrzebne do szczęścia także światło słoneczne. Coraz popularniejsze gry korzystające z technologii wirtualnej rzeczywistości dostarczają tylu wrażeń – niemal wszystkim zmysłom – że na wiele godzin można zapomnieć o bożym świecie. Gracze zakładają specjalne gogle i przenoszą się w różne miejsca, nie opuszczając mieszkań i pokojów. – To fascynuje i przeraża zarazem – komentuje Michał Staniszewski, współtwórca Studia Plastic, laureat pierwszego Paszportu POLITYKI przyznanego w kategorii Kultura cyfrowa. – Przeraża ze względu na zmianę społecznych zachowań. Gracze już teraz polecają sobie nawzajem odpowiednie rolety okienne, które odetną im dostęp do światła. W czym rzecz? Otóż w dobrze zaciemnionych pomieszczeniach czujniki przechwytujące dane z hełmów wirtualnej rzeczywistości działają optymalnie, bez zakłóceń. – Ludzie siedzą więc w ciemnościach, sami. Ale to, co dostają w zamian – szansę wejścia w wirtualne światy, przełączania się między nimi – zwycięża nad poczuciem społecznego wykluczenia – zauważa Staniszewski. Tyle że gry nie muszą stanowić zagrożenia. Owszem, niektóre badania są alarmujące. Wskazują np., że namiętni gracze rezygnują nie tylko z życia osobistego, ale też z kształcenia się i poszukiwania pracy. Z ustaleń University of Chicago wynika, że w 2015 r. 22 proc. grających Amerykanów w wieku 21–30 lat nie miało pracy – w 2000 r. było to 9,5 proc. Inne analizy wskazują z kolei na obniżające się poczucie własnej wartości u tych graczy, którzy porównują się z bohaterami – zwłaszcza jeśli są to bohaterowie umięśnieni, dobrze zbudowani i ponadprzeciętnie przystojni. Ale najpoważniejszym zarzutem stawianym twórcom gier było i pozostaje nadużywanie w nich przemocy. Zwłaszcza w popularnych strzelankach. Przekonanie, że tendencja do agresji graczom się udziela, wielokrotnie próbowano weryfikować. I zespół z Hannover Medical School, którym kierował dr Gregor Szycik, dowiódł niedawno, że przemoc w narracji gier wideo nie obniża empatii ich użytkowników ani nie wzmaga agresji. Do badań użyto nie tylko kwestionariuszy psychologicznych, lecz również rezonansu magnetycznego – sprawdzono więc także czynności mózgu. Niektórzy twierdzą wręcz, że gry rozwijają inteligencję emocjonalną. – Jest w nich miejsce na każde uczucie – mówi Michał Staniszewski. – Nawet takie, którego nie może dać ani książka, ani film, np. poczucie winy. Bo wcielając się w postać, gracz mocniej przeżywa to, czego ona doświadcza, łatwiej się identyfikuje. Igranie z ciałem Drugie wyzwanie w sieci – pornografia – to przemysł tru
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.