Ja My Oni

Cierpi dusza, boli ciało

Gdy nie ma choroby, a wszystko boli

Błędne postrzeganie własnego stanu zdrowia jest często wymówką, by nie zajmować się swoją psychiką. Błędne postrzeganie własnego stanu zdrowia jest często wymówką, by nie zajmować się swoją psychiką. Getty Images
Dlaczego niektórzy ludzie cierpią na wyimaginowane choroby.
Wyimaginowane problemy zdrowotne są skomplikowane diagnostycznie i bardzo trudne do leczenia.PhotoAlto/Getty Images Wyimaginowane problemy zdrowotne są skomplikowane diagnostycznie i bardzo trudne do leczenia.
Na co dzień impulsem do ujawniania się wyimaginowanych chorób jest najczęściej stres.PhotoAlto/Getty Images Na co dzień impulsem do ujawniania się wyimaginowanych chorób jest najczęściej stres.

Jednych boli ręka, innych noga albo głowa. Niektórzy myślą, że umierają – na coś konkretnego albo po prostu jest im całościowo aż tak źle. Innych dręczy brak energii mimo wielu godzin snu, częste przeziębienia, dzwonienie w uszach, suchość w ustach, bolesność żuchwy czy zębów, problemy z krążeniem. Tymczasem wyniki badań pokazują, że wszystko w organizmie jest w granicach normy i nic nie wskazuje na obecność jakiegokolwiek problemu medycznego wyjaśniającego podobne objawy. Człowiek jest nimi jednak poważnie zaniepokojony, zwłaszcza jeśli sytuacja trwa już np. ponad sześć miesięcy. Może ona wskazywać na zaburzenia somatoformiczne, czyli nerwicowe, które według międzynarodowej klasyfikacji chorób psychicznych DSM V przybierają różne postaci.

1. Hipochondria. Cierpiący na nią pacjent jest przekonany, że jest poważnie chory i panicznie się tego stanu boi. Nie uzyskując potwierdzenia, zmienia lekarza za lekarzem, wierząc, że może kolejny zobaczy coś, czego nie dostrzegł poprzedni. Reaguje zbyt emocjonalnie na informacje o dobrym stanie zdrowia, w końcu podważa kompetencje wszystkich medyków. I w żadnym razie nie przyjmuje do wiadomości, że jego dolegliwości mogą mieć podłoże psychiczne.

2. Bóle psychogenne, które mimo braku faktycznego urazu mogą być odczuwane w kilku lub w jednej części ciała. Bóle psychogenne niezwykle trudno odróżnić od realnych bólów wywołanych urazami fizycznymi, a osoby ich doświadczające realnie cierpią. Również dlatego, że bóle psychogenne mogą współwystępować lub pogarszać przebieg chorób somatycznych, a więc związanych z faktycznym bólem. Odmianą problemu jest ból fantomowy. W 80 proc. przypadków pacjenci po amputacji kończyny czują ją, mimo pełnej świadomości, że nie dało się jej uratować („kończyna fantomowa” to określenie wprowadzone przez amerykańskiego neurologa Silasa Weira Mitchella w 1871 r.). Pojawia się ból, mrowienie, pieczenie, swędzenie, a także poczucie, że nieistniejąca kończyna robi się coraz krótsza – na przykład w ciągu jednej nocy z normalnej długości staje się kikutem, którym zresztą jest faktycznie.

3. Dysmorfofobia (dysmorfia – z grec. brzydota), przejawiająca się nadmiernym zainteresowaniem swoim rzekomo zdeformowanym ciałem. Krańcowe, lecz coraz częściej notowane są przypadki dążenia do przemiany w postać z książki czy bajki, w zwierzę lub postać pozaziemską. Takie osoby jednak, nawet po wielu operacjach plastycznych, z oczywistych względów nadal czują się niedoskonałe. Zdarzało się także, że ludzie tak bardzo nie akceptowali swojej ręki czy nogi, myśląc, że jest szczególnie brzydka, nienaturalna lub obca, że otrzymywali pozwolenie na jej chirurgiczne usunięcie, mimo jej całkowitej sprawności. Takie zaburzenie nosi nazwę apotemnofilii. W 2009 r. głośno było o 30-letnim Australijczyku Davidzie Openshawie, który celowo trzymał sześć godzin nogę w wiadrze z lodem, aby doprowadzić do martwicy i amputacji kończyny. Dopiero po tym zabiegu czuł się szczęśliwy. Cierpienie apotemnofilików związane ze znienawidzoną częścią ciała jest często większe niż negatywne konsekwencje wynikające z amputacji.

4. Zaburzenia konwersyjne, które często zdarzają się osobom, które znalazły się w bardzo trudnych, traumatycznych okolicznościach. Polegają one na tym, że doświadczanie bólu – lub generalnie czucia – zostaje zniesione albo też – wręcz przeciwnie – całe ciało jest przewrażliwione. Pierwszego z tych symptomów doświadczają zazwyczaj osoby bite lub maltretowane – uciekają w stan, w którym wydaje im się, że patrzą na swoje ciało z boku, więc nie czują żadnego bólu. Przewrażliwienie zaś może spotykać np. osoby otrzymujące wiadomość o śmierci kogoś bliskiego, czego nie przyjmują do wiadomości. Uciekając od emocji, przejmują się choćby skurczami stopy.

5. Zaburzenia somatyzacyjne, czyli bóle różnych narządów, które najczęściej pojawiają się w przebiegu depresji (szczególnie maskowanej), nerwicy, schizofrenii, fobii społecznej czy szkolnej. Towarzyszą im nieprawidłowości w trawieniu lub wymioty, a także kłopoty z życiem seksualnym. Robert Carson, James Butcher i Susan Mineka w podręczniku „Psychologia zaburzeń” (Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2003) przytaczają dane, według których tego typu problemy dotyczą aż 10 razy częściej kobiet niż mężczyzn i zaczynają się najczęściej przed 30. rokiem życia.

Na co dzień impulsem do ujawniania się wyimaginowanych chorób jest najczęściej stres. Może być doświadczany realnie – w pracy, szkole; związany z konkretnym trudnym zdarzeniem. Zdarza się też stres, który niejako powstaje w głowie i nie jest odpowiedzią na konkretne okoliczności. Człowiek dochodzi np. do wniosku, że jest gorszy od innych, nic niewart. Chory zauważyć może także, że kiedy się denerwuje w pracy, boli go bardziej, albo że podczas rozwodu częściej myśli o tym, że na pewno jest na coś chory. Najpierw liczy na to, że wolny dzień czy wyjazd na wakacje go uzdrowią. Jednak najczęściej doświadcza zawodu: objawy zaburzeń nie znikają wraz z ustąpieniem doraźnego stresu.

Prawdziwe bowiem przyczyny zaburzeń psychogennych najczęściej wiążą się z utrwalonymi błędnymi schematami myślenia. Mogą one wiązać się z zaburzeniem osobowości albo z chorobą psychiczną, nie zawsze zdiagnozowaną. Najczęściej urojone dolegliwości fizyczne towarzyszą depresji oraz zaburzeniom nerwicowym. Osoba chorująca na depresję czy nerwicę, zwłaszcza w początkowym stadium choroby, często nie zwierza się nikomu ze swoich problemów, tłumi trudne emocje, ma poczucie, że robi wszystko gorzej i nie spełnia oczekiwań otoczenia. Przez to codzienny stres, nierozładowane napięcie i ukrywane krzywdy nieomal dosłownie odbijają się na jej ciele w postaci bólów czy innych zaburzeń fizycznych.

Z punktu widzenia teorii psychodynamicznej urojone dolegliwości fizyczne są obroną przed poczuciem winy, wstydu, udręką, ukrytą agresją, która zostaje stłumiona. Tak jest na przykład w przypadku osoby, która nie chce dopuścić do siebie myśli, że kogoś bardzo nie lubi lub się go boi. Oto na co dzień sekretarka pozornie pała miłością do swego szefa tyrana, a po powrocie do domu doświadcza bólów głowy lub brzucha. Spełnia wszelkie oczekiwania i pozwala się traktować przedmiotowo ze strachu przed oceną społeczną albo z braku wiary we własne siły, co nie pozwala jej rozwiązać trudnych spraw w inny, przystosowawczy sposób (np. poprzez spokojną rozmowę z szefem o swoich prawach). Być może w dzieciństwie tej osoby któreś z rodziców karało ją za każdą próbę pokazania, że dziewczynce coś się nie podoba. Musiała być więc wiecznie grzeczna i ułożona, niezgodnie ze swoimi potrzebami, i tak jej zostało.

Błędne postrzeganie własnego stanu zdrowia jest też często wymówką, by nie zajmować się swoją psychiką. Kiedy bowiem chory jest przekonany o zagrożeniu zdrowia czy nawet życia, inne jego problemy przestają mieć znaczenie. Kłopoty małżeńskie, zawodowe czy przykre wspomnienia z domu rodzinnego zostają przyćmione, gdyż jest zajęty bieganiem po lekarzach w poszukiwaniu diagnozy. Podsyca to sposób myślenia człowieka o sobie, wykształcony najczęściej w wyniku długich godzin poświęconych na rozważania o swoim samopoczuciu. Swoje robią także internetowe poszukiwania informacji o różnych chorobach – człowiek zaczyna zauważać ich symptomy u siebie. Dzisiaj, w dobie informacji dostępnej na wyciągnięcie ręki, jest w stanie przypisać sobie wiele zaburzeń bez faktycznych medycznych wskazań.

A jakie są mechanizmy powstawania wyimaginowanego bólu? – Po pierwsze, to, z jakim natężeniem odczuwamy ból, jest indywidualną cechą każdej osoby – tłumaczy psycholog Małgorzata Piotrowska-Półrolnik z Uniwersytetu SWPS. – Zależy i od budowy ciała, i od czynników psychicznych. Po drugie, odczucie bólu może wynikać z podrażnienia lub obniżenia progu pobudliwości receptorów bólowych nazywanych nocyceptorami. Może również być wynikiem uszkodzenia układu nerwowego lub występować bez uszkodzenia tkanek. Właśnie w ostatnim przypadku mówimy o bólu psychogennym, czyli niemającym biologicznego podłoża, który wzmaga się szczególnie w odpowiedzi na sytuacje stresowe czy silne przeżywanie negatywnych emocji, jak złość, lęk czy smutek.

One wpływają bowiem na działanie różnych narządów i układów organizmu, w tym na rytm serca. W konsekwencji wzrasta ruchliwość oscylacyjna naczyń krwionośnych, dochodzi do zmian krążenia mózgowego, a także zaburzenia równowagi metabolicznej. Zwiększone ciśnienie śródczaszkowe prowadzi do napięcia w strukturach mózgu, które są wrażliwe na ból oraz podrażnienia receptorów bólu w ścianach naczyń krwionośnych. To zaś wiedzie do subiektywnego odczucia bólu lub innego dyskomfortu fizycznego.

Wyimaginowane problemy zdrowotne są skomplikowane diagnostycznie i bardzo trudne do leczenia. Ze szczególnymi kłopotami może się wiązać ból psychogenny. Współcześnie ból traktowany jest raczej jako odrębny problem, a nie objaw choroby, zatem lekarze kierują cierpiących na niego pacjentów do poradni leczenia bólu. Tam jednak stosuje się najczęściej terapię środkami przeciwbólowymi, co bez terapii psychologicznej nie może przynieść oczekiwanych rezultatów. Z drugiej strony każdy ból, nawet o podłożu psychologicznym, jest odczuwany jako realny i powoduje znaczny dyskomfort, więc pacjenci szukają chemicznych środków na jak najszybsze osłabienie dolegliwości. Poza tym człowiek dotknięty zaburzeniami somatoformicznymi zazwyczaj nie uznaje ich psychicznego podłoża, więc propozycje udania się do psychiatry trafiają w próżnię. A kiedy nawet ktoś taki trafi już do gabinetu, nie jest mu łatwo, kiedy słyszy, że jego problem jest głębszy, niż myślał, i czeka go trudna, długotrwała droga do zdrowia. Na czym polega terapia?

– Pacjenci uczą się godzić ze swoimi myślami i doznaniami – mówi psycholog Piotr Modzelewski, autor książki „Wstań. Stres, lęk i depresja a styl życia”. – Sytuacja jest tu podobna, jak w przypadku różnorodnego rodzaju lęków i fobii. Kiedy człowiek walczy z nimi, próbując na siłę się uspokoić, staje się jeszcze bardziej nerwowy. Niepokój mija, kiedy da sobie nań przyzwolenie. Wiele badań wskazuje także na lecznicze właściwości medytacji w takich przypadkach.

Co mogą zrobić bliscy osób borykających się z wyimaginowanymi problemami? Na pewno nie powinni ich bagatelizować, bo może to doprowadzić chorego do poczucia osamotnienia i beznadziejności swojej sytuacji, a w efekcie depresji, która może sprzyjać zamiarom samobójczym.

Jednakże bywa i tak, że główną motywacją osoby cierpiącej na owe zaburzenia jest zwrócenie na siebie uwagi. Bo kiedy człowieka coś boli, zazwyczaj ktoś się tym interesuje – pyta, jak się czuje, czy zrobić mu herbaty lub wyręczyć w codziennych obowiązkach – myśląc, że w ten sposób mu ulży. To jednak pogarsza sytuację. Chory świadomie bądź nieświadomie utwierdza się w przekonaniu, że jest dla kogoś ważny tylko dzięki swoim dolegliwościom, więc odczuwa je jeszcze silniej. Psychologowie sugerują raczej przekonywanie chorego do samodzielności, zachęcanie go do zajęcia się czymś, co go interesuje, oraz wspieranie go obecnością, ale bez spełniania wszystkich zachcianek czy użalania się nad nim. Najważniejsze jest bowiem to, żeby nie pogrążał się w wyimaginowanych chorobach i przekonał się, że nie muszą one być jedyną treścią jego życia.

Ja My Oni „Jak nie oszaleć w szalonym świecie” (100122) z dnia 07.08.2017; Sami ze sobą; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Cierpi dusza, boli ciało"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną