Violetta Krasnowska: – Gdy prokurator z Katowic powołał w 2013 r. jasnowidza jako biegłego „do przeprowadzenia eksperymentu w celu ustalenia miejsca pobytu”, nazwał pan to przełomowym i śmiałym krokiem w praktyce działania polskich organów ścigania. I stwierdził, że skoro można skorzystać z tak niekonwencjonalnego źródła informacji, to dlaczego nie pójść za ciosem i w sprawie o niewyjaśnione zabójstwo przy pomocy medium przesłuchać ducha ofiary.
Tadeusz Tomaszewski: – Moja ironia wynika z tego, że jeśli nawet ktoś zakładał, że policja, a tym bardziej prokuratura, będzie korzystać z usług jasnowidza, to nie przewidywał współpracy w takiej formie.
Dlaczego nie?
Biegły w systemie prawnym pełni szczególną rolę. Jest depozytariuszem zaufania publicznego, nosicielem niezbędnych dla rozstrzygnięcia sprawy informacji, których nie posiada ani prokuratura, ani sąd, a wynikających z badań naukowych. Jeżeli uznaje się – a i ja tak uważam – że jasnowidztwo nie jest dyscypliną naukową, to nie można przyjmować opartych na nim opinii, bo przedstawiałoby się w sądzie niedające się zweryfikować wizje jako dowód, który mógłby stanowić argument przeciwko oskarżonemu. Jak prokurator miałby uzasadniać swoje oskarżenie i jak oskarżony miałby się bronić? Czy oskarżyciel mógłby się powołać na wynik „eksperymentu” przeprowadzonego przy udziale lub z pomocą jasnowidza? Każda ze stron procesu ma prawo zapoznać się z opinią biegłego, zadawać mu pytania i ewentualnie podważać tę jego opinię. Tutaj tego w żaden sposób nie dałoby się zrobić. W sprawie, od której wyszliśmy, zaginięcia urzędniczki z Czeladzi, zwierzchnicy prokuratora próbowali jego pomysł tłumaczyć tym, że tak bardzo chciał rozwiązać sprawę.