Dwie twarze lidera, czyli co pozytywnego może być w potrzebie władzy
Co nam daje władza
Jedni pragną władzy, innych ona nie interesuje. Ci pierwsi są zazwyczaj odbierani negatywnie, a nawet budzą moralne oburzenie. Władza w społecznym odbiorze jest przecież „taka brudna”.
W ocenie reprezentatywnej próby Polaków pytanych w ramach Polskiego Generalnego Sondażu Społecznego w 2009 r. o to, jak ważne są dla nich władza, czyli wywieranie wpływu na innych, osiągnięcia, czyli doskonalenie wykonywanych działań, oraz afiliacja, a więc bliskie kontakty z innymi ludźmi, najważniejsze są dobre kontakty, władza zaś najmniej istotna. Nasze – autorek tego artykułu – badania przeprowadzone rok później pokazują, że nawet u menedżerów – czyli osób na co dzień wykonujących pracę związaną z wpływaniem na innych – motywacja władzy jest najsłabsza. Z kolei David Winter, uznany psycholog polityczny, przez wiele lat zajmujący się analizowaniem motywacji polityków, w tym prezydentów USA, stwierdził, że George Bush przegrał wybory z Billem Clintonem w 1992 r., bo za silnie prezentował w kampanii swoje pragnienie sprawowania władzy. Wyborcy woleli kandydata o przeciętnym dążeniu do władzy w kombinacji z silną motywacją osiągnięć i afiliacji. Badania Tylera Okimoto i Victorii Brescoll z 2010 r. (prowadzone były za pośrednictwem platformy internetowej, więc respondentami niekoniecznie byli wyłącznie Amerykanie) ukazują szczególnie negatywny stosunek do tych startujących w wyborach kandydatek, które deklarują chęć posiadania władzy. Wyborcy przypisują im niższą wspólnotowość i odczuwają wobec nich moralne oburzenie czy nawet pogardę. Odczucia te są przy tym niezależne od płci wyborcy.
Ludzie wolą więc do swojej potrzeby władzy się nie przyznawać. A przecież bycie liderem wiąże się także z angażowaniem się w działania prospołeczne, wyborem zawodu związanego z pomaganiem innym, a także służbą publiczną.