Teresa Olszak: – Egoizm to pojemny termin, kojarzony raczej negatywnie. Czy jednak w codziennym byciu ze sobą dwojga ludzi jest miejsce także na dobrą jego odmianę?
Ireneusz Sielski: – Egoizm to pewna niewrażliwość na potrzeby drugiej osoby z dużym zaakcentowaniem wrażliwości na własne potrzeby. Oczywiście można mówić także o dobrym egoizmie, który jest związany z właściwym poczuciem własnej wartości. Jeśli ktoś mnie skrytykuje, to nie muszę się na nią, na niego oburzać, ale też nie muszę głęboko analizować krytyki skierowanej w moją stronę, bo wiem, kim jestem. Dobry egoizm wiąże się z szanowaniem własnych granic – fizycznych, emocjonalnych, seksualnych, intelektualnych, duchowych – ale zarazem nieblokowaniem się na drugą osobę.
Dawid Buss w książce „Ewolucja pożądania” twierdzi m.in., że pradawna kobieta, wybierając partnera do związku długoterminowego, stawiała na mężczyznę, który będzie w stanie zapewnić jej opiekę, on zaś brał pod uwagę kwestie seksualne. Czy zaspokojenie własnych potrzeb nadal jest podstawą łączenia się w pary?
Irena Namysłowska: – Motywacje do zawarcia związku są bardzo różne. Związane i z osobowością partnerów, i z wzorcami wyniesionymi przez nich z rodzin pochodzenia, i z przekazami transgeneracyjnymi na temat ról w związkach. Mimo wpływu współczesnych czynników kulturowych te często nieuświadomione przekazy wyraźnie oddziałują.
Magdalena Namysłowska: – Do mnie przemawia myśl Carla Gustava Junga, który mówił o związku jako o emocjonalnej przestrzeni pomieszczającej. Jest w niej dwójka ludzi ze swoimi zasobami i pęknięciami, czyli umiejętnościami radzenia sobie z trudnymi dylematami, zdolnością do rozwiązywania konfliktów, chęcią dzielenia swoich uczuć z tym drugim, a jednocześnie z ukrytymi problemami wyniesionymi z rodzin pochodzenia, z ranami z wcześniejszych doświadczeń.