Większość ludzi zna związki wyglądające na idealne, w których obie osoby wydają się szczęśliwe. Plotkuje się o nich, przytacza jako przykłady, że miłość zwycięża, a codzienne szczęście w związku to stan naturalny. Zapewne nie zgodziłaby się z tym Olga Tokarczuk, nowa polska noblistka – i jako wielka artystka, i jako psycholog i terapeutka z wykształcenia, która opisuje złożoność ludzkich losów, także w relacjach. W jej książkach miłości zwykle towarzyszy obawa o jej utratę, a nienawiści fascynacja stanem własnej siły i mocy niszczenia.
Terapeuci nie mówią o związkach idealnych. Zajmuje ich raczej codzienna miłość i codzienna nienawiść w związku.
Większość par przeżywających problemy zdaje sobie sprawę, że terapia nie doprowadzi do pełnego szczęścia. Oczekuje raczej, że poprawi ich dobrostan. Psycholodzy dobrostan opisują jako dobre codzienne życie, będące efektem stałej wymiany pozytywnych uczuć oraz radzenia sobie ze wzajemnymi zranieniami. Dobrostan nie jest usuwaniem czegoś, ale dodawaniem przez własne czynne działanie. Nie wynika ze zmuszania siebie do pozytywnego myślenia ani z trzymania się daleko od nieprzyjemnych uczuć. Bliżej mu do zgody na to, jak wygląda własne życie, dającej podwaliny pod możliwości uzyskiwania stanu równowagi i uspokojenia. Te uruchamiają z kolei coś, co czołowa brytyjska specjalistka od terapii par Mary Morgan nazywa stanem zabawy. Chodzi o różne żywe przyjemności, na które pojawia się ochota, gdy jest się zrelaksowanym. Używając metafory wewnętrznego dziecka, jest to stan, w którym dziecko jest spokojne, bezpieczne i dzięki temu może się bawić, eksplorować, zaciekawiać, dążyć do czegoś. Stanowi temu sprzyja kilka rzeczy.
Naprawa niezbędna świadomym
Dobrostan od kilkunastu lat intensywnie badają naukowcy z tzw.