AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – W 2012 r. amerykański psychiatra i psychoanalityk George Vaillant podsumował 75 lat badań nad szczęściem, prowadzonych na 268 mężczyznach. Stwierdził, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na poczucie ich dobrostanu była miłość i dobre kontakty z ludźmi, którzy ich bezwarunkowo akceptowali. Czyli osoby, które z założenia są społecznie odrzucane z racji innej niż heteroseksualna orientacji seksualnej, nie mogą być szczęśliwe?
DR HAB. WOJCIECH DRAGAN: – Na dobrostan mogą wpływać czynniki o charakterze konstytucjonalnym czy sytuacyjnym. Sama orientacja seksualna nie ma większego znaczenia dla dobrostanu psychicznego, ale dla osób nieheteronormatywnych jednym z głównych czynników determinujących ich poczucie szczęścia będą właśnie reakcje środowiska na ich seksualną odmienność.
Te w naszym społeczeństwie bywają wyjątkowo nieprzyjemne. Ostatnio pewien lekarz powiedział pacjentowi, że nie będzie go leczyć, bo jest gejem, a on nie zajmuje się dewiantami. Jak w takiej sytuacji zachować dobre samopoczucie?
No właśnie. Większość badań dotyczących zdrowia psychicznego osób pochodzących z mniejszości seksualnych dowodzi, że są one w większym stopniu niż heteroseksualna większość narażone na problemy psychiczne. Przyczyną jest właśnie negatywny wpływ środowiska, co ujmuje koncepcja stresu mniejszościowego. Sformułował ją amerykański psychiatra Ilan Meyer i wskazał trzy czynniki nasilające stres u jednostki, związane z reakcją otoczenia na jej odmienną orientację seksualną. Jest to bezpośrednia dyskryminacja (jak w przypadku lekarza odmawiającego leczenia), przewidywanie negatywnych konsekwencji, czyli oczekiwanie stygmatyzacji ze strony otoczenia na wieść o byciu gejem czy lesbijką, oraz internalizacja negatywnych przekonań o własnej orientacji seksualnej powodująca, że u części z tych osób występuje nasilenie często nieuświadomionej homofobii.