Mariusz siedział przed komputerem i wahał się przez moment, zanim kliknął „wyślij”. Poszło. Chwilę później jego rodzice znaleźli w swoich skrzynkach wiadomość, że ich syn jest gejem, jest szczęśliwie zakochany i od wielu miesięcy ma stałego partnera:
– Poprosiłem rodziców w mailu, żeby do mnie nie telefonowali tego dnia – opowiada Mariusz Kurc, działacz gejowski, redaktor naczelny pisma „Replika”. – Chciałem, żeby emocje trochę opadły, zanim porozmawiamy. Wieczorem telefon dzwonił ze 20 razy, ja nie odbierałem. Następnego dnia dostałem od taty odpowiedź mailem. Gdyby wtedy istniały podręczniki do coming outu, mógłbym podejrzewać, że przepisał stamtąd wzorcowy list. Napisał, że to dla nich trudna wiadomość, ale mnie kochają. Pomyślałem sobie: uff, sprawa załatwiona. Ale kolejnego dnia rozmawialiśmy telefonicznie i zdałem sobie sprawę, że jest im ciężko. Tata mówił ze ściśniętym gardłem. Mamie łamał się głos.
W tym czasie Mariusz skończył już studia, rozpoczynał karierę zawodową. Od dwóch lat był związany z Przemkiem: – Często u mnie bywał, właściwie pomieszkiwał, ale nie odbierał nigdy telefonu, bo przecież mogła dzwonić mama. Nie wiedziałem, jak jej wytłumaczyć, że jest u mnie „kolega” i odbiera mój telefon. Dochodziło do absurdów. Jestem w łazience, telefon dzwoni, Przemek go nie odbiera. Tak można było żyć kolejnych 20 lat – ja w Warszawie, rodzice w rodzinnej miejscowości. Chyba wiele par gejowskich czy lesbijskich tak żyło i żyje nadal. Wcześniej myślałem, że rodzicom nigdy nie powiem o mojej orientacji seksualnej. Potem myślałem, że kiedyś to zrobię. W końcu zrozumiałem, że „kiedyś” nadeszło. Po kolejnym wyjeździe do rodziców postanowiłem: Ten czwartek.