Istnienie języka i działanie umysłu – jak już wspominaliśmy – do dziś nie doczekały się pełnego naukowego wyjaśnienia. Czy zjawiska umysłowe w całej ich subtelności są wyłącznie skutkiem procesów materialnych przebiegających w organizmie? A jeśli tak, to jaki poziom organizacji materii jest decydujący? Czy trzeba schodzić aż do szczebla oddziaływań kwantowych, jak proponuje fizyk Roger Penrose? Czy wystarczą reakcje biochemiczne, jak proponują zwolennicy neuronowej teorii języka? Czy jednak rzeczywiście z harców bezmyślnych molekuł miałaby narodzić się świadomość wolnej woli i mowa? Aż kusi, by odwołać się do pozamaterialnej interwencji innych sił – teologowie katoliccy mówią o tzw. skoku ontologicznym, czyli konieczności boskiej interwencji, by zwierzę, twór biologiczny, przekształciło się w człowieka, istotę mającą przypominać Stwórcę.
Jeszcze do niedawna podobne problemy sprawiało samo zjawisko życia – wydawało się, że istnienie żywych organizmów przeczy prawom natury, a zwłaszcza klasycznej termodynamice. W drugiej połowie XX w. za sprawą badań takich uczonych, jak chemik Ilya Prigogine, powstały przekonujące argumenty doświadczalne i teoretyczne, by pokazać, że życie jest wynikiem procesów zachodzących w nieożywionej materii. Jest ono, jak mawiają badacze układów złożonych, wynikiem emergencji – kiedy oddziałujące z sobą prostsze elementy stają się jako całość nową, bardziej złożoną jakością. I nie potrzeba do tego żadnej elan vital, tajemnej substancji ani siły.
Czy w takim razie w podobny sposób nie można wytłumaczyć zjawisk umysłowych, a wraz z nimi pochodzenia i działania języka? Sceptycy wskazują dość istotną różnicę – życie, owszem, w całym bogactwie swej różnorodności fascynuje, jednak stanowiące większość żywej masy bakterie są przecież równie bezmyślne jak martwe kamienie.