Niezbędnik

Dialekt, gwara, narzecze...

Mirosław Gryń / Polityka

Gwara, narzecze i dialekt to wszystko terminy zbliżone. Dotyczą tego, jak mówimy. Mówią o tym, skąd pochodzimy. Czy używamy języka zgodnie z normą wzorcową, czy też może korzystamy z którejś z jego odmian? Jeśli idziemy na pole zamiast na dwór, to prawie pewne, że pochodzimy z Krakowa lub okolic. Jeśli słyszymy słynne tej, to na pewno jesteśmy w Poznaniu, a na Śląsku zamiast: gdzie?, pytamy kaj?

Każde miejsce wytwarza własną gwarę – dla przykładu tę warszawską, ukształtowaną stosunkowo późno, bo dopiero pod koniec XVIII w., wyróżnia m.in. miękkie lub twarde k g (ważne, żeby było użyte niezgodnie z normą, stąd wszyscy kerownicy i klucze odkładane na półkie). Znajdziemy ją u Wiecha i Grzesiuka, na ulicy trudno ją dziś usłyszeć. To właśnie migracje ludności i ujednolicający wpływ mediów, szczególnie telewizji, sprawiają, że w Polsce niełatwo odróżnić mieszkańca Wrocławia od mieszkańca Radomia. Wystarczy, że wyjedziemy do Anglii czy Niemiec, a od razu jasne stanie się, kto skąd pochodzi. Akcentu manchesterskiego z londyńskim cockneyem pomylić nie sposób. Nam pozostały jedynie gwarowe elementy.

Polszczyzny Wańkowicza – a tym bardziej Mickiewicza – z jej wspaniałym kresowym wpływem dawno już nie ma. Ale tu już wkraczamy na teren dialektu – jest to termin od gwary szerszy. Dyskusje na temat zakresu znaczenia obydwu słów wciąż trwają, jednak można przyjąć, iż gwara odnosi się do mniejszego terytorium. Może więc istnieć gwara krakowska, ale dialekt byłby już małopolski. Jeśli jakaś cecha językowa występuje w sąsiednich wioskach czy w mieście i jego okolicach, to jest to przejaw gwary.

Niezbędnik Inteligenta „O języku” (100060) z dnia 23.10.2012; KOMUNIKACJA JĘZYKOWA; s. 87
Reklama