Kiedy George Orwell tworzył nowomowę dla potrzeb swojego „Roku 1984”, zakładał skrajne zubożenie języka przyszłości. Uznał, że wystarczy jedno wartościujące słowo dotyczące różnych rzeczy i czynności: dobry (zły kojarzyło się źle i należało je z języka wyrugować). Resztę można będzie wyrazić poprzez różne warianty tego słowa: niedobry, plusdobry, dwaplusdobry – i tak dalej. Nie do końca mu wyszło z wyczuciem dokładnego kierunku zmian, ale ze zubożeniem trafił.
Wystarczyłoby podmienić dobry słowem fajny – i już szeregiem wersji tego słowa, od niefajny, po megafajny i zajefajny, można by było opisać dużą część tego, wokół czego koncentruje się uwaga ludzi na forach internetowych i w serwisach społecznościowych, czyli ciągłego oceniania różnych elementów rzeczywistości. Komedia? Megafajna. Koleżanka? Fajna. Muzyka? Zajefajna. Polityka? Niefajna. To język prosty, zrozumiały, niewymagający i szybki. Dokładnie taki, jakiego potrzebują ci użytkownicy polszczyzny w wieku lat nastu, którzy wciąż kompetencje językowe zdobywają, ale już chcieliby się wypowiedzieć na każdy możliwy temat.
Młody użytkownik języka ma skłonność do przesady, ale też powody do tego, żeby o każdym z doświadczeń wypowiadać się w mocnym tonie – w końcu każdorazowo może to być pierwsze z tego typu doświadczeń. Dla niego życie składa się z superzwycięstw i megaporażek. Euforii i dołków, z których jedne niepostrzeżenie przechodzą w drugie, często w ciągu sekund. Wypasów lub padak. Poza tym ma środowisko internetowych wojen na słowa, czyli flejmów, gdzie w stany skrajne wpada się często automatycznie.