Petersburg, 8 lutego 2013 r. Jadą. Zliczyć je trudno. Ciężarówki wszystkich służb mundurowych w mieście: FSB (Federalnej Służby Bezpieczeństwa), MSW (Ministerstwa Spraw Wewnętrznych), FMS (Federalnej Służby Migracyjnej), SOBR (Specjalne Oddziały Szybkiego Reagowania), OMON (Milicyjne Oddziały Specjalnego Przeznaczenia)... Opuszczone przyłbice hełmów. Setki głów. Broń w pogotowiu. Ścinająca strachem potęga. Jeszcze chwila i ciężarówki zatrzymają się z piskiem opon przed długim budynkiem, a z megafonu gruchnie: Zaczynamy operację policyjną! Sprawdzanie dokumentów! Wychodzić pojedynczo!
Tyle widać z zewnątrz, tyle filmują kamery telewizyjne, które jakoś przypadkiem się tu znalazły. W ich kadr – jeden za drugim – wchodzą mężczyźni o śniadej skórze, ciemnych oczach, ciemnych włosach i raczej mikrej posturze. Potężne dłonie rosłych mundurowych wykręcają im ramiona w tył, głowy przyginają do kolan. Twarze konwojentów skryte za przyłbicami. Ten i ów z prowadzonych usiłuje unieść głowę i spojrzeć przed siebie, a tam – prosto w niego skierowane oko kamery. Ten i ów zaś ma czapkę zasuniętą głęboko na oczy, a policjant kopie go po goleniach, zmuszając, by stanął w rozkroku.
Czy uzbrojone komando wdarło się do kryjówki fanatyków z Al-Kaidy? Nie, do sali modlitewnej popularnego petersburskiego bazaru Dwór Apraskinej, gdzie setki handlujących muzułmanów odprawiały właśnie uroczystą piątkową modlitwę. Modlitewne dywaniki deptano, modlących się popychano, kopano, bito.
– Wybiegłem na korytarz, omonowiec uderzył mnie w głowę. Gdy spytałem, za co?, powalił na ziemię i kopał – mówi Akmal Chaliłow. – Kamer przy tym nie było.
Ani przy tym, jak wszystkich, popychając i kopiąc przy akompaniamencie przekleństw, upychano po 80 do autobusów przeznaczonych dla 50 pasażerów.