Niełatwo jest pogodzić się z własnym niedołęstwem, zanikami pamięci, utratą samodzielności. Jedni nazywają to zdziecinnieniem, inni użyją bardziej naukowego określenia: demencja. Neurobiolodzy są jeszcze bardziej precyzyjni – dla nich starzenie to postępujące stopniowo, nieodwracalne zmniejszanie plastyczności mózgu. Gdy jesteśmy młodzi, nasz ośrodkowy układ nerwowy ma spore zdolności regeneracyjne, więc bez większych przeszkód radzi sobie ze szkodliwymi czynnikami środowiskowymi. Pod ich wpływem jedne neurony stopniowo zanikają, inne przejmują funkcje tych, których zabrakło. Ale po 70 roku życia proces ten napotyka coraz większe trudności. – Tak, to nasze geny decydują od urodzenia o tym, jak będziemy się starzeć – przyznaje prof. Tadeusz Parnowski, kierownik II Kliniki Psychiatrycznej z warszawskiego Instytutu Neurologii i Psychiatrii. – Ale im głębiej zanurzamy się w życie, tym ważniejszą rolę odgrywają czynniki środowiskowe. Nigdy nie zdominują genotypu, lecz ich siła – z uwagi na coraz większą kumulację wraz z upływem lat – nabiera mocy.
B – jak białka
W końcu nadchodzi moment, kiedy komórki nerwowe dotyka zwyrodnienie. Można powiedzieć: starzeją się. A my wraz z nimi. Gdyby można było umieścić kamerę w głowie, zobaczylibyśmy, jak stopniowo neurony wypełniają się zupełnie niepotrzebnym białkiem. Jest ono oporne na działanie tzw. enzymów proteolitycznych, które w innych warunkach bez trudu poradziłyby sobie z rozpuszczeniem tych złogów. W tym wypadku konglomeraty białka (tzw. agregaty białkowe) są nieusuwalne. Mogą mieć różny skład i lokalizację w neuronie. Choć nadal nie wiadomo, co inicjuje ten proces.
Bo czy choroby neurodegeneracyjne, związane ze zwyrodnieniem komórek nerwowych, rzeczywiście wolno przypisać samej starości?