Nicholas Carr wie doskonale, jak przyciągnąć uwagę publiczności. Przed laty zasłynął stwierdzeniem, że informatyka nie ma znaczenia. Na łamach prestiżowego magazynu dla menedżerów „Harvard Business Review” opublikował w 2003 r. artykuł „IT Doesn’t Matter”. Przekonywał w nim, że nadmierne wydatki na systemy informatyczne w korporacjach nie zwiększają ich konkurencyjności, czym rozwścieczył firmy komputerowe żyjące z promowania przeciwnej wizji.
Nie minęło kilka lat, gdy w 2008 r. na łamach miesięcznika „The Atlantic” ukazał się tekst „Czy Google nas ogłupia?”. Tym razem Carr rozpoczął analizę od siebie, czyli użytkownika Internetu w coraz większym stopniu korzystającego z nowego medium w codziennym życiu: w pracy, nauce, zakupach, rozrywce. Stwierdził, że cyfrowa technologia zmieniła go nie do poznania. Gdzieś zniknęła zdolność do skupionej lektury dłuższych tekstów, w zamian pojawiła się umiejętność szybkiego docierania do niezbędnych informacji, kosztem jednak utraty szerszego kontekstu.
Wyszukiwarki, hiperzłącza, ciągły strumień informacji i komunikatów uwalniają od konieczności posługiwania się głęboką wiedzą i głębokim myśleniem właściwym dla czasów, kiedy ludzie potrafili jeszcze przeczytać „Wojnę i pokój” Tołstoja. Po dwóch latach Carr rozwinął swoją argumentację w książce „Płycizny – co Internet robi z naszymi mózgami?”. Dołożył w niej informacje z frontów badań nad mózgiem i procesami myślenia. Posiłkując się licznymi odniesieniami do eksperymentów z laboratoriów neurofizjologicznych stwierdził, że cyfrowe ogłupienie wynika z głębokich przemian, jakich doznają mózgi wystawione na kontakt z nowymi mediami.
Dwa gatunki Homo
Mówiąc w olbrzymim uproszczeniu, mózg jest strukturą niezwykle plastyczną, połączenia międzyneuronalne kształtują się przez całe życie pod wpływem różnych bodźców.