Śmierć ekologizmu – taki prowokacyjny tytuł nosi długi esej napisany w 2005 r. przez dwóch amerykańskich działaczy organizacji ekologistycznych Teda Nordhausa i Michaela Shellenbergera. Wywołał on burzę w środowisku obrońców przyrody.
Najpierw ważne rozróżnienie. Ekologia to poważna nauka, której przedmiot badawczy stanowią (w wielkim skrócie) oddziaływania pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między istotami żywymi. Ekolodzy zaś to naukowcy. Natomiast ekologizm to aktywność w sporej mierze polityczno-społeczna, a ekologiści są działaczami na rzecz ochrony środowiska – często nie mają naukowego wykształcenia, za to są zatroskani stanem przyrody i chcą bronić dzikiej natury przed szkodliwą działalnością człowieka. Na świecie jest sporo organizacji ekologistycznych, a najbardziej znane spośród nich to Greenpeace, Friends of the Earth i World Wide Found for Nature (WWF).
Narodziny ekologizmu
Ekologizm nie jest ruchem jednorodnym, a jego korzeni można szukać w różnych miejscach i czasach. Ale panuje zgoda co do tego, że znaczącą siłą społeczną stał się w latach 60. i 70. XX w. W 1962 r. ukazała się książka amerykańskiej biolożki i popularyzatorki nauki Rachel Carson zatytułowana „Silent Spring” (obszerny artykuł na jej temat można przeczytać w POLITYCE 38/12). Pracę tę wielu publicystów uznaje za kamień węgielny współczesnego ekologizmu. Publikacja Carson była wielką przestrogą przed nadużywaniem środków chemicznych w rolnictwie, które, zdaniem autorki, prowadziło do katastrofy – stąd tytuł „Milcząca wiosna”, gdyż za sprawą pestycydów miały wyginąć ptaki, a człowiek nigdy już nie usłyszeć ich wiosennego śpiewu.