Pod koniec XVIII w. francuski przyrodnik i paleontolog Georges Cuvier odkrył dla nauki, opisał i po raz pierwszy zinterpretował skamienieliny jako szczątki prehistorycznych zwierząt i roślin. Zrozumiano wówczas, że żyły kiedyś na Ziemi stworzenia, których żaden człowiek za życia nie widział.
Choć sam Cuvier pozostał kreacjonistą – wszak wymarłe zwierzęta nie musiały ulegać zmianom – to jego odkrycia bardzo pomogły Darwinowi w sformułowaniu teorii ewolucji. Logicznym następstwem teorii Darwina było twierdzenie, że w miarę postępu ewolucji pojawiają się z czasem organizmy, których do tej pory na Ziemi nigdy nie było.
Organizmy nie z tej Ziemi
Jednak dopiero od niedawna sami możemy ewolucję przyśpieszyć do tego stopnia, że tworzymy organizmy do tej pory nam nieznane. Ba, możemy produkować je w laboratoriach nawet z syntetycznych związków chemicznych, które nigdy dotąd nie wchodziły w skład materii ożywionej. Biolodzy potrafią dziś powołać do życia organizmy w dużym stopniu po prostu sztuczne. Zajmuje się tym gałąź biologii zwana biologią syntetyczną – SynBio (od ang. Syntehtic Biology).
Nie wchodzi oczywiście w rachubę powoływanie do życia żelaznego wilka czy pluszowego słonia. Nie ma nawet mowy o wykreowaniu czegoś na kształt sztucznej żaby czy ryby. Ba, nawet syntetycznego odpowiednika robaka czy jamochłona. Owe nieziemskie stwory, które tworzy się już w laboratoriach, to na razie tylko bardzo prymitywne bakterie. Prymitywne, bo najprostsze z możliwych, co nie znaczy, że w jakimś stopniu ułomne.
Jesteśmy dziś świadkami pierwszych doświadczeń prowadzących do powołania sztucznego życia z materii nieożywionej.