Niezbędnik

Nad brzegiem Styksu

Między śmiercią a cierpieniem noworodka

Noworodki w inkubatorach, oddział położniczy w paryskim szpitalu, 1900 r. Noworodki w inkubatorach, oddział położniczy w paryskim szpitalu, 1900 r.
Poskromić nadmierny zapał terapeutyczny i odstąpić od agresywnego leczenia śmiertelnie chorych noworodków, czy ulegać prośbom rodziców, którzy chcą je ratować za wszelką cenę? Negocjowanie ich śmierci jest dopuszczalne moralnie.
Moralny nakaz ratowania wszystkich noworodków bez względu na ich stan zdrowotny jest względnie nową ideą.Peter Sherrard/The Image Bank/Getty Images Moralny nakaz ratowania wszystkich noworodków bez względu na ich stan zdrowotny jest względnie nową ideą.

Są decyzje, których stawką jest śmierć lub życie noworodka. Podejmuje się je na gorąco w sali porodowej lub w zabieganej atmosferze oddziału intensywnej terapii neonatologicznej (z łac. neonatus to noworodek). Waga tych postanowień i otoczenie, w jakim się krystalizują, wymagają niezwykłej precyzji przy ich definiowaniu. Lekarz proponujący określone warianty postępowania musi mieć pewność, że zostaną właściwie zrozumiane przez rodziców oraz wszystkich członków zespołu sprawującego opiekę nad pacjentem.

Pewne schorzenia powodują śmierć tuż po narodzinach, inne pozwalają przeżyć we względnym komforcie kilka lat, jeszcze inne przyczyniają się do postępującego pogorszenia stanu zdrowia, całkowicie uzależniając dzieci od rodziców. Cóż więc oznacza termin noworodek chory krytycznie? To pacjent cierpiący na choroby, w których nie ma racjonalnej nadziei na wyleczenie i z przyczyny których umrze.

Najkrócej – zazwyczaj od kilku minut do kilku tygodni – żyją noworodki z wadami letalnymi (śmiertelnymi). To np. złożone wady ośrodkowego układu nerwowego, włącznie z anencefalią (bezmózgowiem). Dzieci skrajnie niedojrzałe – urodzone przed 28 tygodniem ciąży i z wagą poniżej 1 tys. gramów – w ok. 80 proc. również umierają wkrótce po narodzinach. Te, które przeżyją, obarczone są dużym ryzykiem nieprawidłowego rozwoju niejednokrotnie powodującego dramatyczne obniżenie jakości życia i wspomniane całkowite uzależnienie od rodziców.

Społeczna niezgoda na śmierć dziecka

W 1963 r. w Johns Hopkins Hospital w Stanach Zjednoczonych urodził się chłopiec z zespołem Downa i niedrożnością dwunastnicy, stosunkowo prostą do zoperowania. Zaniechanie zabiegu równało się śmierci głodowej noworodka. Rodzice – pielęgniarka i prawnik – mieli już dwoje dzieci i nie zgodzili się na korektę wady, tłumacząc, że niesprawiedliwością byłoby skazywanie rodzeństwa na towarzystwo „mongoła”.

Niezbędnik Inteligenta „Bioetyka: spory na śmierć i życie” (100091) z dnia 23.02.2015; Sprawy ostateczne; s. 65
Oryginalny tytuł tekstu: "Nad brzegiem Styksu"
Reklama