Niewielka zwykła historia
Marii Curie – Albert Einstein. Przyjaźń na styku dwóch różnych wszechświatów
Tekst został opublikowany w POLITYCE w sierpniu 2015 roku.
Jest to taka niewielka zwykła historia. Urodziłam się w Warszawie w rodzinie profesorskiej. Wyszłam za mąż za Piotra Curie i miałam dwoje dzieci. Dzieło moje naukowe wykonałam we Francji” – pisała o sobie Maria Skłodowska.
Niewielka historia? Jak na kobietę żyjącą na przełomie XIX i XX w., która nie rezygnując z założenia rodziny, zdobyła gruntowne wykształcenie na Sorbonie, wzbogaciła tablicę Mendelejewa o dwa promieniotwórcze pierwiastki (rad i polon), otrzymała dwukrotnie Nagrodę Nobla (najpierw z fizyki w 1903 r., następnie z chemii w 1911 r.) i ponad 20 doktoratów honoris causa – to chyba niemało?
Z perspektywy czasu widać, jak bardzo jej zawodowe odkrycia zmieniły obraz nauki i świata. Czy miała tego świadomość w lipcu 1934 r., kiedy umierała na białaczkę spowodowaną długoletnim kontaktem z substancjami promieniotwórczymi i promieniami Roentgena? W jednej z wielu sporządzonych przez siebie notatek Maria Curie zawarła takie credo: „Myślę, że w każdej epoce można mieć życie interesujące i użyteczne, a o to głównie chodzi, aby go nie zmarnować”. I żyła intensywnie do ostatnich chwil.
Od teorii do praktyki
„Odkrycie zjawiska promieniotwórczości poprzedziły lata wytrwałej pracy, a wcześniej żmudnej nauki”. Tak mógłby się zaczynać rozdział podręcznika do fizyki lub chemii, gdyby parą naukowców, która stała za tym odkryciem, nie było małżeństwo Curie.
Bo w ich przypadku wszystko poszło szybciej. Poznali się w 1894 r., a już rok później wzięli ślub. Zaledwie trzy lata wcześniej Maria przyjechała do Paryża studiować na Wydziale Nauk Ścisłych Sorbony i ukończyła fizykę z najwyższą oceną na roku. Zanim w 1898 r. odkryje polon i rad, zdąży jeszcze urodzić pierwszą córkę Irenę, obroni drugi dyplom z matematyki i otrzyma we Francji uprawnienia nauczycielskie.