Nadzieja na przyjście Jezusa, a zarazem lęk przed Antychrystem i końcem świata determinowały chrześcijaństwo, które – jak pisze francuski historyk Georges Minois – jest z natury religią profetyczną. Najpierw proroctwa zapowiadały przyjście Zbawiciela, a potem Jezus Chrystus głosił nadejście Królestwa Bożego. „Chrześcijanie żyją w oczekiwaniu na spełnienie tej obietnicy” – czytamy w „Histoire de l’avenir” (Historia przyszłości). W pierwszych wiekach wierzyli, że Chrystus lada dzień powróci, więc przykładanie wagi do życia ziemskiego nie miało sensu; dopiero gdy się nie zjawiał, a prześladowania narastały, ich zainteresowanie skupiło się na oczekiwaniu nadejścia Antychrysta i końca świata. Proroctwa zaczęły odgrywać ogromną rolę, choć akurat te apokaliptyczne nie były nowe w żydowskim świecie, bo chrześcijaństwo narodziło się w czasach apokaliptycznej rewolty.
W oczekiwaniu na Apokalipsę
Na chrześcijańskich przepowiedniach największe piętno odcisnęli biblijny prorok Daniel i św. Jan. W Księdze Daniela (z I poł. II w. p.n.e.) poza żywotem proroka są opisane jego apokaliptyczne wizje. Mroczne rozdziały uruchamiały wyobraźnię, a niejasności prowadziły do niezliczonych interpretacji, niemających nic wspólnego z intencjami autora, bo spisana w czasie kryzysu i ucisku księga miała ukazywać działanie wszechmocnej ręki Boga i dawać nadzieję. Podobnie jak Księga Objawienia, czyli Apokalipsa św. Jana (gr. apokálypsis – odsłonięcie, objawienie), jedyna prorocza księga Nowego Testamentu, która powstała pod koniec I w. za czasów panowania prześladowcy chrześcijan cesarza Domicjana. Opisuje ona dramatyczną wizję końca świata, Sądu Ostatecznego i nadejście Królestwa Bożego, ale też miała dodawać odwagi i umacniać wiarę.