Wiek XXI rozpoczął się 11 września 2001 r. Cały świat uczestniczył za pośrednictwem mediów w ponurym wydarzeniu rozgrywającym się w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Kto widział obrazy samolotów pasażerskich wbijających się w wieżowiec World Trade Center, walących się budynków, skaczących na pewną śmierć ludzi, nigdy nie zapomni grozy tego spektaklu. A widzieli wszyscy, wszak żyjemy w Globalnej Wiosce.
Pojęcie to wprowadził w obieg w latach 60. XX w. kanadyjski badacz mediów Marshall McLuhan, by opisać świat, w którym dzięki najnowszym technologiom komunikacyjnym media zyskały zasięg planetarny. Lądowanie na Księżycu w lipcu 1969 r. oglądało wspólnie 530 mln widzów. Przedsięwzięcie Live Aid (dwa koncerty rockowe na rzecz głodujących) w 1985 r. przyciągnęło 1,9 mld widzów. Dwadzieścia lat później projekt Live 8 swym zasięgiem objął widownię liczącą 5,5 mld ludzi.
Plemię Człowieka Elektronicznego
Wioska McLuhana to jednak nie arkadyjska kraina, w której powszechny, globalny dostęp do informacji powoduje, że ludzie stają się lepsi, przestają prowadzić wojny i się nienawidzić, ostrzegał kanadyjski uczony. Przekonywał on, że wraz z rozwojem elektronicznych mediów kończy się epoka Gutenberga i Człowieka Książki. Nadszedł czas Człowieka Elektronicznego, dla którego media są niczym plemienny bęben. To one narzucają rytm działania i powodują, że choć coraz więcej widzimy, to niekoniecznie więcej wiemy i rozumiemy. Deficyt wiedzy i rozumienia zastępują emocje dające widzom medialnego spektaklu poczucie uczestnictwa w gorącej, neoplemiennej wspólnocie. Przypomnijmy sobie wspólnotowe emocje, jakie zapanowały w Polsce po śmierci Jana Pawła II.