Niecała prawda o post-prawdzie
Czym jest post-prawda i jakie niesie ze sobą konsekwencje
Liczni autorzy przekonują, że post-prawda jest przyczyną i narzędziem złej zmiany: demokracja przepoczwarza się w autokrację, a język służy zakłamywaniu rzeczywistości i antagonizowaniu społeczeństwa. Odpowiadająca temu polityka post-prawdziwościowa zamienia dialog społeczny w rządowy monolog, w którym kluczową rolę odgrywają emocjonalne apele odłączone od szczegółów konkretnego programu politycznego oraz niezmienne motywy. Te stałe punkty – Polska w ruinie, zamach smoleński, wstawanie z kolan – są powtarzane z całkowitym ignorowaniem okoliczności i twierdzeń podważających ich prawdziwość. Post-prawda nie jest więc kłamstwem w klasycznym znaczeniu, lecz strategią nadającą prawdzie drugorzędne znaczenie.
Trudno odmówić słuszności tej charakterystyce. Zarazem trudno się zgodzić na traktowanie post-prawdy jako wyłącznej cechy rządów prawicowych i jako siły zmieniającej historię. Jeśli uważamy post-prawdę za czynnik niszczący prawdę panującą przed 2015 r., budujemy wsteczną iluzję. Zgodnie z tą iluzją będziemy wierzyć, że najważniejsze nasze zadanie to powrót do stanu sprzed rządów PiS – w sensie gospodarczym i kulturowym. Takie przekonanie nie pozwala dostrzec faktycznej genezy obecnego stanu rzeczy i sensownie formułować planów na przyszłość.
Post-prawda, jak sądzę, nie powinna być utożsamiana z kłamliwą propagandą, nie powinna być używana do idealizacji okresu wcześniejszego i nie powinna być rozpatrywana wyłącznie w kontekście prawicowych rządów. Czym zatem jest? Jest, po pierwsze, wynikiem przekształceń komunikacji społecznej. Jest, po drugie, konsekwencją dotychczasowych losów polskiej demokracji, a nie ich zaprzeczeniem. Po trzecie, nie jest początkiem nowego okresu, lecz jeszcze jedną próbą odwleczenia końca nowoczesności.