Niezbędnik

Niecała prawda o post-prawdzie

Czym jest post-prawda i jakie niesie ze sobą konsekwencje

Frances Densmore, amerykańska antropolożka i etnografka, nagrywa śpiew wodza Czarnych Stóp, 1916 r. Frances Densmore, amerykańska antropolożka i etnografka, nagrywa śpiew wodza Czarnych Stóp, 1916 r. Archives/REX/Shutterstock/AKG / EAST NEWS
Post-prawda stała się w Wielkiej Brytanii słowem 2016 r. W Polsce mogłaby otrzymać ten tytuł już w 2015 r. Ale zwycięstwo w plebiscytach ważności nie oznacza, że zjawisko pojawiło się dopiero teraz.

Liczni autorzy przekonują, że post-prawda jest przyczyną i narzędziem złej zmiany: demokracja przepoczwarza się w autokrację, a język służy zakłamywaniu rzeczywistości i antagonizowaniu społeczeństwa. Odpowiadająca temu polityka post-prawdziwościowa zamienia dialog społeczny w rządowy monolog, w którym kluczową rolę odgrywają emocjonalne apele odłączone od szczegółów konkretnego programu politycznego oraz niezmienne motywy. Te stałe punkty – Polska w ruinie, zamach smoleński, wstawanie z kolan – są powtarzane z całkowitym ignorowaniem okoliczności i twierdzeń podważających ich prawdziwość. Post-prawda nie jest więc kłamstwem w klasycznym znaczeniu, lecz strategią nadającą prawdzie drugorzędne znaczenie.

Trudno odmówić słuszności tej charakterystyce. Zarazem trudno się zgodzić na traktowanie post-prawdy jako wyłącznej cechy rządów prawicowych i jako siły zmieniającej historię. Jeśli uważamy post-prawdę za czynnik niszczący prawdę panującą przed 2015 r., budujemy wsteczną iluzję. Zgodnie z tą iluzją będziemy wierzyć, że najważniejsze nasze zadanie to powrót do stanu sprzed rządów PiS – w sensie gospodarczym i kulturowym. Takie przekonanie nie pozwala dostrzec faktycznej genezy obecnego stanu rzeczy i sensownie formułować planów na przyszłość.

Post-prawda, jak sądzę, nie powinna być utożsamiana z kłamliwą propagandą, nie powinna być używana do idealizacji okresu wcześniejszego i nie powinna być rozpatrywana wyłącznie w kontekście prawicowych rządów. Czym zatem jest? Jest, po pierwsze, wynikiem przekształceń komunikacji społecznej. Jest, po drugie, konsekwencją dotychczasowych losów polskiej demokracji, a nie ich zaprzeczeniem. Po trzecie, nie jest początkiem nowego okresu, lecz jeszcze jedną próbą odwleczenia końca nowoczesności. Nie zapowiada niczego nowego, ponieważ jest symptomem obrony społeczeństwa i państwa przed dalszym ciągiem historii globalizującego się świata i globalistycznego kapitalizmu.

Prawda lajt

Termin post-prawda pojawił się na początku lat 90. XX w. Steve Tesich w artykule opublikowanym na łamach „The Nation” (1992 r.) stwierdził, że afera Irangate oraz wojna w Zatoce Perskiej zostały potraktowane o wiele łagodniej niż afera Watergate. Poprzez nową strategię retoryczną Amerykanie, według Tesicha, mówili: „My, jako wolni ludzie, dobrowolnie zdecydowaliśmy, że chcemy żyć w świecie post-prawdy”. Nie chodziło o kłamstwo, lecz o powszechne zachowania osłabiające znaczenie prawdy – o zbiorową niechęć do skonfrontowania się z realnością.

Przez całą dekadę słowo pojawiało się tu i ówdzie, służąc krytyce tych strategii rządzenia, które polegały na unikaniu nazywania rzeczy po imieniu i na schodzeniu prawdzie z drogi. Podsumował te praktyki Ralph Keyes w książce „The Post-Truth Era: Dishonesty and Deception in Contemporary Life” opublikowanej w 2004 r. Autor nie polował wyłącznie na polityków. Zbierał dziesiątki i setki przykładów z życia publicznego, zauważając, że mijanie się z prawdą i tendencja do kłamania stają się powszechnymi zachowaniami społecznymi.

Znaczy to, że post-prawda nie zaistniała wyłącznie jako retoryka polityków. Powstała w wyniku swoistej współpracy między społecznymi masami, mediami i elitami. A powszechność zjawiska wytworzyła nową jakość. Wyznaczała ją kategoria dwuznacznych wypowiedzi, które nie będąc ścisłą prawdą, sytuowały się, jak pisał Keyes, tuż obok kłamstwa. Tę jakość autor proponował nazwać ulepszoną prawdą. Albo neoprawdą. Miękką prawdą. Fałszywą prawdą. Prawdą dietetyczną. Prawdą lajt.

Była ona na przełomie XX i XXI w. efektem rosnącej rozbieżności między dostępnością marzeń i niedostępnością spełnień. Kto nie mieścił się we wzorcach piękna, zamożności, sukcesu, prawości, dobroczynności, zaginał prawdę, by znaleźć się w pobliżu. Na rynku egalitarnych obrazów każdy chciał mieć – choćby minimalny – udział w powszechnym szczęściu. Kiedy polityk kłamliwie oświadczał, że brał udział w wojnie, czynił tak dla uznania, jakie spotyka prawdziwego żołnierza. Dietetyczne prawdy przez wielu wypowiadane i przez wielu pożądane były więc nadal hołdem składanym prawdzie – prawdziwemu męstwu, heroizmowi, poświęceniu czy odwadze.

Prawda w epoce strachu

Komunikacja w wersji lajt miała swoje rozliczne konsekwencje. Coraz powszechniejsza post-prawdomówność wznosiła rok po roku kruchy gmach społeczny oparty na obawach. Były to obawy przed stwierdzeniem, że globalny kapitalizm wytwarza więcej chaosu niż porządku, że żywi się nierównościami zamiast je zmniejszać, że napędza eksploatację planety, prowadząc do katastrof ekologicznych, że nad jego dynamiką państwa coraz słabiej panują.

W rezultacie niemówienia prawdy i wynajdywania tysięcznych jej zastępników, stopniowo ulegała zatarciu granica oddzielająca prawdę od kłamstwa, potem – między uczciwością i nieuczciwością. To zaś prowadziło, jak pisał Keyes, do „zagubienia piętna, jakim wcześniej obarczano kłamstwo. (…) Kłamanie stało się w zasadzie wykroczeniem, za które nie sposób kogokolwiek obwiniać”.

Prawda i kłamstwo są jak ogniwa wielkiego łańcucha społecznej komunikacji. Jeśli prawda lajt ulega rozmnożeniu i słabnie piętno spadające na kłamców, to słabnie zaufanie społeczne (albo: rośnie nieufność do zaufania) i erozji ulegają więzi międzyludzkie. Nie jest to wyłącznie kwestia separowania się od cudzych słów. Wycofywanie się z relacji społecznych oznacza – jak pisze Łukasz Pawłowski w „Kulturze Liberalnej” – postępujące zobojętnienie na kłamstwo w przestrzeni publicznej.

Ale i na tym nie koniec. Post-prawda miała osłabić bezpośredniość konfrontacji z realnością – miała przesłonić rzeczywistość prawdą lajt. Łagodniejsza i dietetyczna prawda miała pomóc w obniżeniu społecznych frustracji. Niech każdy ma swoją prawdę i niech ta prawda go nie boli – tak wyglądała recepta z początku XXI w. na rozluźnienie społecznych napięć. Historia, jak zwykle, okazała się odwrotnością zbiorowych złudzeń. Wściekłość, gniew i frustracje nie malały, lecz rosły, ponieważ gwałtowne afekty nie miały już adresu. Jeśli kłamstwo nie jest kłamstwem, tylko prawdą dietetyczną, jeśli ewidentnego kłamstwa nie nazywamy kłamstwem, tylko przesadą, błędnym wyrażeniem, mylnym osądem, selektywną informacją, wówczas rozmywa się podstawa społecznych żądań.

Gdy polityk w trakcie kampanii mówi, że podniesie podatki dla wzmocnienia służby zdrowia, a po zwycięstwie tego nie czyni, możemy przypomnieć mu jego własne słowa i żądać, by spełnił obietnicę. Jeśli jednak polityk w trakcie kampanii mówi, że służbę zdrowia należy uczynić publiczną, następnego dnia – że publiczna służba zdrowia znaczy płatna, a kolejnego – że nikt go jeszcze o to nie pytał, wówczas wyborcy tracą podstawę do rozliczania władzy ze zobowiązań. Gniew społeczny, zawsze istniejący w życiu zbiorowym, nie znajduje swojego ujścia. Jak powiada Keyes, „jedną z cech charakterystycznych zdrowej demokracji jest zdolność jej obywateli do wyrażenia wściekłości, kiedy są oszukiwani”. Jeśli jednak nie ma prawdy, nie ma też oszustwa, a jeśli nie było oszustwa, to nie ma winnych. W warunkach post-prawdy coraz trudniejsze okazuje się wyrażenie społecznego gniewu. I dlatego gniewu jest coraz więcej.

Prawda hard

W drugiej dekadzie XXI w. prawda lajt zamieniła się w prawdę hard, wersja dietetyczna stała się nieapetyczna, miękkie przeszło w twarde. Pojawienie się wersji hard wynikało z narastających odsetków od zobowiązań. Nowe stężenie post-prawdy to spłata długu zaciąganego wobec realności – spłata tym bardziej agresywna, im mniej rzetelna. A zobowiązania biorą się z rosnących nierówności i malejących działań zapobiegających ich dalszemu wzrostowi, z coraz słabszych szans, by następne pokolenie mogło osiągnąć poziom życia swoich rodziców, ze stanu środowiska naturalnego, które staje się tym droższe dla ubogich, im bardziej jest eksploatowane przez prywatny czy państwowy przemysł.

Wzrost agresji w retoryce post-prawdziwościowej był wypadkową spotkania nowej kultury mediów i nowego kryzysu. Świat mediów określa się słowem proliferacja, oznaczającym nieopanowany przyrost. Socjologowie komunikacji zwracają uwagę na znaczne zmiany, jakie nastąpiły w społecznej sferze komunikacyjnej. Zamiast kilku mediów kontrolowanych przez państwo bądź wielkie firmy medialne mamy na dzisiejszym rynku kilkadziesiąt gazet i stacji telewizyjnych, setki portali informacyjnych, tysiące blogów i miliony informacji wymienianych na portalach społecznościowych. Nie tworzy to przejrzystej sceny, na której toczyłby się spór między dwiema ideologiami czy dwiema prawdami. To raczej rynek prawdy, na którym trwa – jak pisze Jayson Harsin – produkowanie prawdy. W rezultacie przyrostu mediów mamy do dyspozycji tyle interpretacji rzeczywistości, ile jest ich w stanie wyprodukować rynek prawdy. A znaczną część tej produkcji zapewniają – w ramach prosumpcji – sami odbiorcy, aktywnie uczestniczący w mediach społecznościowych.

W ramach tego systemu produkcji nie ma już rannej i popołudniowej gazety, nie ma stałych godzin nadawania wiadomości. Przepływ informacji trwa nieprzerwanie 24 godziny na dobę. Jak pisze Jonathan Crary w książce „24/7. Late Capitalism and the End of Sleep” (24/7. Późny kapitalizm i koniec snu, 2015 r.), w aktualnym reżimie produkcji informacji jesteśmy pobudzani do czuwania nie przez ważne informacje, lecz przez sam fakt istnienia kanałów, którymi informacje do nas docierają. W tej informacyjnej bezsenności ekipy polityczne i medialne nie potrafią zarządzać spójnymi ideologiami, dyskursami czy ciałami w instytucjonalnych ramach – mogą zarządzać jedynie chwilą koncentracji. Dzisiejsza walka nie toczy się więc o przeciągnięcie mas na stronę określonego poglądu, lecz o przyciągnięcie zbiorowej uwagi do jednostkowego wydarzenia.

W takich warunkach politycy i ich zespoły doradcze stają się uczestnikami rynku prawdy, na którym przekaz polityczny dostosowuje się do zasad ekonomii komunikacji. Ekonomia ta nie gwarantuje jednak niczego poza schizofrenią: post-prawda jest produktem późnej demokracji kapitalistycznej, pozorującym wprowadzanie zmian w kapitalizm i w demokrację. Rynkowy produkt nie może jednak zmienić systemu produkcji, więc frustracje rosną i popychają do szukania natychmiastowych środków zaradczych. Stąd agresja językowa, która zamienia media w narzędzia zastępczego działania. Agresja owa dowodzi, że post-prawda to bezsilność udająca siłę. Obiekt jej fetyszystycznych napaści – migranci, muzułmanie, lewacy – zastępuje i zakrywa faktyczne problemy.

Znikanie społeczeństwa

Trzy wymienione siły – nowe strategie polityczne, kryzysorodna dynamika kapitalizmu i konflikt jako model zbiorowego istnienia – rozrywają dzisiejsze społeczeństwo. Pamiętne zdanie Margaret Thatcher – „Nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo” – wypowiedziane w połowie lat 80. i wówczas dla wielu oburzające, dziś okazuje się prawdziwsze. Można je uściślić i powiedzieć, że nie ma tamtego społeczeństwa – produkcyjnego, wiązanego przez wspólną szkołę, wyłaniającego się z nuklearnych rodzin i przez te rodziny spajanego, dzielącego wspólne niepokoje wynikające z uczestniczenia w podobnej kulturze medialnej. Nie ma już tamtego społeczeństwa, ponieważ nie ma już jednej kultury prawdy, którą społeczeństwo by uprawiało. W rezultacie społeczeństwo rozpada się, rozłazi w szwach, znika.

Post-prawda – dokładnie przeciwnie niż sądzi większość analityków – jest reakcją na ten rozpad. Jest paroksyzmem prawdy dziejącym się w imię powrotnego scalenia społeczeństwa. Jest rozpaczliwą, okrutną, czasem głupawą, często nieporadną akcją na rzecz prawdy – organizującej wspólne myślenie. Dlatego jej zarządcy i funkcjonariusze usiłują zastosować narzędzia jednoczące. Nacjonalizacja banków, powstrzymanie przepływu globalnego kapitału, uszczelnienie granic, wprowadzenie zasady egoizmu narodowego, nachalna propaganda patriotyczna w mediach – to najwyrazistsze przejawy owego dążenia. Polityka ta jest jednak złą odpowiedzią na dobrze rozpoznane problemy.

W post-prawdziwościowej polityce usiłuje się bowiem zawrócić historię do kapitalizmu z XIX w. Stąd bierze się prymitywna próba odzyskania dostępu do źródeł pierwotnej akumulacji – kobiecego ciała jako narzędzia reprodukcji i natury jako nieopodatkowanej sfery dóbr. Dlatego rząd prawicowo-nacjonalistyczny krąży wokół ustawy zakazującej aborcji, aby w ten sposób zyskać kontrolę nad przyrostem naturalnym, i dlatego ten sam rząd lekceważy zanieczyszczenie powietrza, brnąc w gospodarkę karbonową i pozwalając na niekontrolowaną wycinkę drzew.

Im bardziej decyzje te są anachroniczne, tym większą rolę odgrywa post-prawda. Składa się ona z zaklęć, opartych na wierze w magiczną moc języka i w prawdę zbiorowych emocji.

Publiczność jako tłum

Tendencję post-prawdziwościową prawicowo-nacjonalistycznego rządu pogłębia dodatkowo XIX-wieczne wyobrażenie o metodach nadawania społeczeństwu jedności. Pod tym względem populiści polscy (a także francuscy czy angielscy) zdają się czerpać przede wszystkim z koncepcji Le Bona i Tardego.

Gustaw Le Bon (1841–1931) – autor pamiętnej „Psychologii tłumu” z 1895 r. – uważał, że pożądanym stanem skupienia zbiorowości jest społeczeństwo będące sumą rozumnych jednostek. Kiedy zbyt wiele jednostek się łączy, powstaje tłum, w którym poszczególni ludzie tracą zdolność do racjonalnego myślenia i odpowiedzialnego działania. Tłum jest nieracjonalny, niekontrolowalny i destrukcyjny – władza powinna zatem dążyć do tego, aby społeczeństwo nigdy i w żadnych okolicznościach nie stawało się tłumem.

Z kolei Gabriel Tarde (1843–1904), prekursor socjologii i psychologii społecznej, w studium „Opinia i tłum” z 1901 r. uznał, że w nowoczesności zbiorowość osiąga dwa stany skupienia – tłumu i publiczności. Tłum to ludzie, którzy ze względu na fizyczną bliskość wykazują podobieństwo zachowań. Ważniejszy stan skupienia zbiorowości, zapowiadający przyszłe losy społeczeństwa, to publiczność: tworzą ją ludzie, którzy mimo fizycznego oddalenia myślą podobnie i wyrażają podobną opinię. Tłum może stawiać barykady bądź zaatakować gmach rządowy, natomiast publiczność szuka środków komunikacji i sposobów korzystania z mediów jako narzędzi nacisku na władzę.

Na pozór przełom XX i XXI w. w sferze polityki komunikacyjnej to czas pogłębiającego się zwycięstwa Gabriela Tardego: dla polityków groźny jest nie tłum, lecz publiczność, czyli ludzie, którzy udzielają bądź odmawiają udzielenia czemuś swojej uwagi. Lajki i fejki nie są obojętnymi dla władzy ikonkami, lecz głosami poparcia bądź wykluczenia.

Ale przegrana Le Bona nie jest oczywista. Jego nieoczekiwana aktualność polega na tym, iż post-prawdziwościowe strategie polskiej prawicy usiłują przekształcić publiczność w tłum. Chodzi bowiem o to, by członkowie publiczności wyrażający swoje opinie zachowywali się jak tłum, a więc działali pod wpływem bodźców i odczuwali jedność wynikającą z podobieństwa emocjonalnych reakcji. Publiczność jako typ społeczności ma charakter inkluzywny, ponieważ należy do niej każdy, kto godzi się wymieniać opinie; do tłumu możemy natomiast należeć tylko wtedy, gdy podzielamy te same emocje. Jeśli władza pobudza ludzi do agresji i zachowań wykluczających w mediach, które powinny służyć wyrażaniu opinii, wówczas powstają warunki dla post-prawdy. W takich warunkach polityka komunikacyjna rządu łączy się z kapitalistyczną logiką rynku medialnego i ze społecznym pragnieniem sprawczości.

Myli się zatem ten, kto sądzi, że post-prawda zniknie, gdy przeminą rządy PiS. Post-prawda jest wynikiem kryzysowej dynamiki kapitalizmu, kryzysu demokracji, pandemii nieufności i kultury pogłębiającej społeczne poróżnienia. Post-prawda to nie osobne zjawisko, lecz symptom rozległej katastrofy. Aby cokolwiek w tym układzie zmienić, trzeba uspołecznić (a nie upaństwowić) kapitalizm, poszerzyć zakres władzy sprawowanej przez społeczeństwo i pracować nad kulturą odporną na pogardę. Kiedy to się uda, post-prawda nie będzie miała czym się pożywić i zdechnie z głodu.

Niezbędnik Inteligenta „Wielkie POST" (100118) z dnia 03.04.2017; W poszukiwaniu prawdy; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Niecała prawda o post-prawdzie"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną