Ta maszyna wygląda trochę jak toaletowy rezerwuar w rozmiarze XXL. Ma ze dwa metry wysokości, po metrze szerokości i głębokości. Korpus przezroczysty, a w środku połączone ze sobą rurki, zbiorniczki i kraniki. W rurkach płynie woda, która reprezentuje pieniądze. Zbiorniczki i kraniki to sposoby na to, jak je przesuwać: podatki, inwestycje, konsumpcja, oszczędności. Cała konstrukcja o nazwie MONIAC to dokładne odwzorowanie gospodarki. Ma pokazać nawet najbardziej opornemu studentowi ekonomii, skąd się w gospodarce bierze wzrost. I jak nim umiejętnie zarządzać. Na paru zachodnich uniwersytetach zachowało się jeszcze kilka jej kopii. Prototyp zaprojektował i wykonał ekonomista William Phillips. Z tego, co akurat jako student London School of Economics miał pod ręką, np. z kawałków bombowców lancaster z demobilu. Phillips pokazał swój „komputer” kolegom ekonomistom w 1949 r. Spodobał się na tyle, że od razu dostał na LSE etat. Nie mógł trafić w lepszy czas. Zachód wychodził właśnie z wojennej traumy i przeżywał prawdziwe zauroczenie wzrostem gospodarczym. Panowało przekonanie, że wreszcie udało się tego kapryśnego potwora ekonomicznej koniunktury złapać za gardło i zaprząc do pracy na korzyść społeczeństw. Wzrost miał być tego najlepszym wyrazem.
Dziś jest zupełnie inaczej. Wielka spłuczka budzi raczej smutny uśmiech politowania. Wzrost? Tu i ówdzie daje się go jeszcze wycisnąć. Ale od lat rośnie przekonanie, że (przynajmniej w tzw. świecie rozwiniętym) ludzie dochodzą do jego granic. Coraz częściej pojawia się pytanie, jakie będzie życie w świecie po wzroście (bez wzrostu?). Albo nawet: czy takie życie jest w ogóle możliwe?
Skąd: początki wzrostu
Podstawowy problem ze wzrostem polega na tym, że jest to koncepcja, z którą nie bardzo wiadomo co począć.