Początki nanotechnologii, w której kręgu zainteresowań znajdują się struktury o wielkościach nanometrycznych, a więc rozmiaru jednej tysięcznej kropki na końcu tego zdania, sięgają rozważań fizyków. A przede wszystkim zadanemu w połowie XX w. przez Richarda P. Feynmana pytaniu, co trzeba zrobić, by zmieścić 24-tomową Encyklopedię Britannica na łebku od szpilki? Czegoś podobnego udało się dokonać dopiero w 1985 r., kiedy Thomas Newman na Uniwersytecie Stanforda – wykorzystując wiązki elektronowe – odtworzył w skali 1:25000 pierwszy akapit „Opowieści o dwóch miastach” Karola Dickensa. Dzięki rozwojowi technologii mamy dziś m.in. dostęp do nanobotów, czyli mikroskopijnych elementów zbudowanych z DNA, które wykorzystuje się do niszczenia komórek nowotworowych w organizmie człowieka.
W rozważaniu o pojemności łebka od szpilki kryje się jednak coś dużo ważniejszego: pytanie o człowieka. Dlatego uzasadnione jest związanie go z antropologią chrześcijańską. Od Kościoła katolickiego oczekuje się rozstrzygnięcia, czy rozwój technologii i postęp nauki nie pozostają w sprzeczności z jego nauczaniem i czy w ich kontekście prawdy wiary brzmią jeszcze wiarygodnie? Z kolei ze strony Kościoła najbardziej istotna pozostaje kwestia, jak bardzo odkrycia naukowe ingerują w integralność osób i na ile służą dobru wszystkich. Kryterium decydującym jest stwierdzenie, w jakim stopniu nauka i technika są świadome swoich ograniczeń i w człowieku odnajdują swoją celowość.
Papież Jan Paweł II w przemówieniach do ludzi nauki wielokrotnie zaznaczał, że Kościół nie boi się współczesnych osiągnięć. Uważał też za wykluczone, aby nauka oparta na rozumnych podstawach i postępująca w sposób metodycznie poprawny doszła do stwierdzeń, które byłyby w konflikcie z prawdą wiary (Kolonia, 1980 r.