Organizm człowieka ma ograniczone zdolności regeneracyjne. Zarezerwowane są one właściwie tylko dla dwóch organów: wątroby i skóry. Homo sapiens nie jest zdolny do odtworzenia ręki, nogi czy nawet małego palca. Przyroda pod tym względem nie jest sprawiedliwa. Gąbki, stułbie, meduzy, płazińce (np. znany z lekcji biologii wypławek) regenerują się skuteczniej. Z niewielkiego fragmentu ciała mogą odtworzyć cały organizm. U innych przedstawicieli fauny jest już gorzej. Chociaż stonoga może wyhodować sobie nową kończynę w miejsce utraconej, a jaszczurce zwince odrośnie oderwany ogon – będzie on już zwykle krótszy i gorzej uformowany od pierwotnego.
Ssaki takich zdolności nie mają wcale. Jedynie embriony ludzkie mogą odtwarzać duże części ciała, jeśli ubytek nastąpił na bardzo wczesnym etapie rozwoju. To dzięki temu do badań prenatalnych można pobierać komórki zarodków zwane blastomerami. Również rany płodów goją się bez pozostawiania śladów w postaci blizny. Zatem człowiek ma zdolności regeneracyjne, tyle tylko, że z czasem większość traci.
Są jednak w ludzkich organizmach komórki, które różnicują się w wiele tkanek. Nazywa się je macierzystymi. Mezenchymalne komórki macierzyste, które występują np. w tkance tłuszczowej albo w galarecie Whartona wypełniającej pępowinę noworodka, mogą tworzyć w warunkach hodowli in vitro komórki kości, chrząstki, tkanki tłuszczowej, a nawet neurony, czyli komórki nerwowe. To m.in. dzięki nim człowiek szczątkowo zachowuje możliwość regeneracji. Przecięte mięśnie się zagoją, ale nie odtworzą w pełni sprawnego bicepsa. Zoperowane jelito zrośnie się, ale utracona jego część nie zostanie odtworzona i po prostu będzie ono krótsze. Ale bez choćby częściowej zdolności odtwarzania powłoki ciała gatunek ludzki po prostu by nie przetrwał.