Amerykanin, Chińczyk i Irańczyk trafiają do piekła. Udaje im się jednak wyprosić krótką rozmowę telefoniczną z rodziną. Amerykanin mówi do słuchawki przez dwie minuty i płaci 10 dol. Chińczyk za cztery minuty jest winny 20. W końcu Irańczyk rozmawia jak najęty przez pół godziny i płaci tylko dolara. Jego poprzednicy, mocno zdenerwowani, pytają diabła, jak to możliwe, że Irańczyk zapłacił tak mało? – To było lokalne połączenie.
Jeśli wobec Irańczyków nie poskutkowała polityka otwartości Obamy, twierdzi Donald Trump, to trzeba spróbować czegoś odwrotnego – urządzić Irańczykom piekło. Może wówczas pójdą po rozum do głowy i sami obalą ajatollahów. Tak w uproszczeniu wygląda obecna strategia USA wobec Teheranu. Z początkiem listopada Amerykanie przywrócili praktycznie wszystkie sankcje gospodarcze, które były zawieszone w zamian za ograniczenie irańskiego programu nuklearnego. Dodatkowo Trump wprowadził nowe, tzw. wtórne sankcje, aby karać wszystkich, którzy handlują z Iranem. Jeśli Europejczycy nie znajdą sposobu na to ograniczenie (a pewnie nie znajdą), Irańczyków czeka głęboki kryzys gospodarczy.
W pierwszym przemówieniu po przywróceniu sankcji Ali Chamenei, Najwyższy Przywódca Iranu, przekonywał jednak, że jego kraj i z tym sobie poradzi, bo przetrwał już przecież cztery tysiące lat. Trumpowi zaś wróżył, że „rozpłynie się w historii”. W normalnym kraju taka nieprzejednana postawa rządzących spotkałaby się w końcu z potężną reakcją społeczną. Ale nie w Iranie. Tu zachodzi proces przeciwny: im bardziej reżim ajatollahów jest międzynarodowo prześladowany, tym większe poparcie ma wśród Irańczyków. Wielokrotnie doświadczeni przez obce inwazje i dominacje, mówią czasem, że już lepsze piekło, ale własne.
1.
Saeid Golkar, autor głośniej książki „The Basij Militia and Social Control in Iran” („Basidżowie i kontrola społeczna w Iranie”), przekonuje, że Irańczycy dzielą się z grubsza na dwa plemiona: pobożnych i postmodernistów.