Badacze nie są zgodni, czy istnienie wielu grup językowych jest wynikiem rozdzielenia się wspólnego dla pierwotnych ludzi prajęzyka, jak w biblijnej przypowieści o wieży Babel, czy poligenezy – równoległego powstania języków w wielu regionach świata. Faktem jest, że dziś na Ziemi mówi się 6–7 tys. języków i dialektów. Większość ma niewielu rodzimych użytkowników: 96 proc. języków świata posługuje się tylko 3–4 proc. jego ludności.
Bariery językowe są jednak dość powszechne. Ludzie więcej podróżują, ich kontakty handlowe sięgają coraz dalej, internet zapewnia im niemal nieograniczony dostęp do informacji. Tylko jak z tego dobrodziejstwa korzystać? Nauczenie się tych 10 języków, którymi posługuje się 2/3 światowej populacji, choć kuszące, jest dla wielu nieosiągalne. Poligloci tacy jak polski przedwojenny językoznawca Andrzej Gawroński, znający ponoć aż 40 języków, czy współczesny tłumacz Ireneusz Kania, są wyjątkami. Nawet władanie jednym językiem obcym wydaje się trudne, choć wg niedawnych badań Eurostatu (opartych na deklaracjach respondentów) wyłącznie językiem ojczystym posługuje się tylko 35 proc. mieszkańców Unii Europejskiej, reszta zna zwykle także angielski. Może zatem problem wielojęzyczności świata rozwiązuje się sam?
Paninterlingwa, czyli powrót do przeszłości
Popularność języka „imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce” wynika z powojennej eksplozji kultury masowej oraz rozwoju technologicznego i naukowego, bezpośrednio przekładających się na poszerzenie stref wpływów państw. Ten mechanizm nie zmienił się od lat – już od starożytności w naturalny sposób „międzynarodowymi”, i to na szeroką skalę, stawały się języki imperiów. W II tysiącleciu p.n.e. był nim akadyjski (asyryjskobabiloński), w czasach Aleksandra Wielkiego (IV w.